Jak dobrze mieć ten piękny świat tak blisko, na wyciągnięcie ręki.
Każde z nas potrzebowało tego spaceru, i każde miało z niego frajdę na swój sposób.
Bazyli ostatnie kilkaset metrów przez las szedł z zatkanymi uszami. Na jego twarzy malował się autentyczny dyskomfort (piszę to, bo czasem zatyka uszy szczerząc się przy tym pięknym uśmiechem). Ptaki w lesie śpiewały jak oszalałe. Dla mnie to najpiękniejszy dźwięk świata. Jemu sprawia ból. To autyzm właśnie. W swoim najgorszym wydaniu.
Tuż przed pandemią zaczęłam szukać informacji, gdzie mogę zbadać Bazylkowi przetwarzanie słuchowe. Bo wiemy, że słyszy, ale zapewne słyszy inaczej niż my i jego mózg inaczej odbiera to, co słyszy. Ot, taka kolejna zagadka do rozsupłania. Na razie odłożona na: po pandemii. Kolejny gabinet, w którym nas jeszcze nie było. i kolejne pieniądze, których jeszcze nie wydaliśmy - na badania, terapię, ewentualny sprzęt wspomagający.
Tak, żeby nudno nie było.
Dobra, marudzę. Wracamy na pola i łąki, gdzie cisza i błogość.
I Endorfinki.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz