sobota, 21 marca 2020
21.3.
Dziś. Dzień. Zespołu Downa.
Z czego tu się cieszyć, spytacie?
Że moje dziecko jest niepełnosprawne? Że wiele rzeczy jest poza jego zasięgiem? Że do końca życia będzie wymagało pomocy i opieki? Że jego zdrowie jest kruche i obarczone ryzykiem przedwczesnej śmierci i wielu komplikacji?
To trochę tak, jakby cieszyć się, że nasz dzbanek jest pęknięty, dziurawy...
A jednak... to właśnie przez szczeliny i pęknięcia przedostaje się światło...
W Japonii popękane naczynia skleja się złotem i są przez to o wiele cenniejsze...
Wreszcie... to właśnie my sami, dzięki temu, że tacy ułomni, potrzaskani, czasem w proch, dopiero dzięki temu możemy się rozwijać i wzrastać....
Roszek o panującej pandemii nie ma najmniejszego pojęcia.
A jednak - ostatnio bardzo często śpiewa jeden wers z naszej piosenki - Siebie chroooń! Siebie chroooń... No czyż to nie jest magia?
Wbiega do lasu (mamy tuż za płotem) z gałązką w ręku i tak nią macha szczęśliwy, taki beztroski, że od razu na myśl przychodzi mi niedziela palmowa i błogosławienie świątyni. Las to nasza świątynia. Świątynia Roszka.
Roszek jest mądry inaczej. Po swojemu.
To przez niego wydostaje się światło...
Tacy są ludzie z zespołem Downa. Z innego, bajkowego wymiaru, jakby przybyli tu do nas, żeby dać nam lekcję absolutnej niewinności i miłości.
Tak bardzo o nich wszystkich drżę w tych trudnych czasach... Są tak bezbronni.
Nasz Mały Budda, usmarkany, roześmiany, rozśpiewany...
Kochamy Cię Roszku jak stąd do zawsze.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
A mi - babci- daje to, co najważniejsze, a cz esto zaniedbywane: miłość i przytulanie!!!
OdpowiedzUsuń