niedziela, 20 stycznia 2019

Haker


Roch w czerwcu skończy 10 lat, Bazyli za miesiąc 8. Zazwyczaj dzieci w tym wieku ciężko odciągnąć od komputera... Tymczasem Endorfinki nawet nie potrafią go włączyć! To była nasza świadoma decyzja, że nie uczymy ich obsługi cyfrowych urządzeń. Zdążą się jej nauczyć - w pewnym momencie nie będą mieli po prostu wyboru. Ale na razie, póki ich to nie kusi, nie uczymy, nie dajemy telefonu do ręki, nie zachęcamy. Żeby nie było tak różowo - oczywiście siedzą codziennie przed ekranem - oglądają bajki, teledyski, słuchają muzyki. Ale to my - rodzice - włączamy i wyłączamy sprzęty i to my decydujemy, co będą oglądać i ile czasu. Oczywiście chłopcy mogą sami wybrać, co w danej chwili chcą obejrzeć (pokazują nam to obrazkiem albo paluszkiem na ekranie, jeśli nie mamy takiego obrazka), ale nie mają dostępu do całej otchłani internetu.

Dawno temu, będąc u moich rodziców, Roszek podpatrzył jakim guzikiem włącza się komputer stacjonarny i potem często zastawaliśmy go, gdy siedział przed włączonym samodzielnie komputerem i czekał na bajkę. Ale to był koniec jego umiejętności w tym zakresie. Podobno odpowiedni wiek, by dać dziecku telefon lub komputer do obsługi to 12 lat. I tego będę się trzymać.

Bez obaw więc zdarza mi się zostawić włączony komputer, nawet z jakimś otwartym plikiem, bo do tej pory żadna Endorfinka nie interesowała się, co tam robię. Ostatnio udało nam się z P. zmobilizować i nagrywamy kolejny utwór muzyczny naszego autorstwa. Proces to żmudny, szczególnie jak człowiek się na tym nie zna, więc w ciągu dnia czasem otwieram program z zapisem nagranych juz przez nas ścieżek i odsłuchuję sobie, coś tam poprawię, coś zgłośnię, coś ściszę. Z braku czasu robię to przelotem, między posiłkiem a przewijaniem Rocha, między spacerem a zabawą. I tak mnie coś tknęło ostatnio, że może nie powinnam tak zostawiać programu otwartego, bo a nuż któraś Endorfina, nawet nieumyślnie, coś wciśnie, coś skasuje i będzie potem płacz (mój, nie ich). Zminimalizowałam więc program i poszłam do kuchni działać przy garach. Bazyli dostał przekąskę i.... zasiadł przed komputerem. Nawet mi się spodobało, że tak wygląda jak typowe dziecko w jego wieku (och, jaki ja mam głód "typowości"!). Zdjęcie mu zrobiłam i pobiegłam do garów.


A potem coś mnie tknęło. Zaalarmowała mnie jakaś dziwna cisza. Wchodzę, patrzę. Baz pod biurkiem. A mój program muzyczny otwarty na pulpicie. Drżącą ręką włączam odtwarzanie, modląc się w duchu, by cała nasza ciężka praca nie została zaprzepaszczona. Uf... wszystko gra jak należy - instrumenty, wokale, efekty... Aż tu nagle słyszę w tej muzyce naszej jakieś piski Bazylkowe, chrupanie ząbkami przekąski, klikanie po klawiaturze! Nagrał się! Sam się nagrał!

Z tego przejęcia ścieżkę z Bzylkowym nagraniem szybko usunęłam, czego teraz żałuję. Ale to zdziwienie moje - że jak zwykle nie doceniłam zdolności Bazylkowych, że jednak korci go to dziwne pudło i masa guziczków do wciskania, że drzemie w nim chochlik informatyk - po tatusiu!

Nie myślcie sobie, wszystko wskazuje na to, że to nagranie to jednak był przypadek, zbieg okoliczności taki przedziwny. Ale ile przyniósł nam radości! :)

Dorasta mi syn....




Brak komentarzy :

Prześlij komentarz