Z okazji urodzin Bazylka zrobiłam chłopcom andruty. Takie wafle przełożone kremem czekoladowym. Oczywiście u nas w wersji 3 razy bez, czyli wafle bezglutenowe, a masa to namoczone i zblendowane daktyle z kakaem, olejem kokosowym i mlekiem ryżowym. Mniam.
Endorfinki pojadły, pobrudziły siebie i wszystko dookoła, pomlaskały z apetytem.
A następnego dnia Roszek wychrypiał coś dziwnego. Nie umiałam zrozumieć, co do mnie mówi. Słyszałam na końcu słowo WAFLE ale było tam coś jeszcze przed tym. Nenafle?
I nagle przyszło olśnienie i WIELKA RADOŚĆ.
Chcę wafle!
Zdanie, pierwsze całe zdanie powiedziane same z siebie. Ot tak.
Hurra!
Dzień później, zupełnie znienacka:
- Kąpu kąpu.
- Jest rano Roszku. Wieczorem będzie kąpu kąpu.
- Kąpu Kąpu.
- Wieczorem Roszku.
- Kąpu kąpu. Na basenie.
No padłam. Na basenie? Taka piękna odmiana rzeczownika?!?! I to z przyimkiem NA?!?!?!
Do tej pory Roszek komunikował nam tylko rzeczowniki:
BASEN. WAFLE. BABCIA.
Nawet, jeśli to pojedyncze wybryki, to dla mnie i tak baaardzo dużo. Roztańczyło się moje serce matczyne, a i na twarzach terapeutów zobaczyłam autentyczną radość. Tak bardzo potrzeba nam teraz takich sukcesów i rozbłysków jasnej strony mocy...
Brawo Roszku!
Wzruszylam się. Wspaniałe!
OdpowiedzUsuńBrawo Wy!!!!!! Wszyscy "czytacze" też się radują :):):)
OdpowiedzUsuńKropla drąży skałę!
OdpowiedzUsuń