Dużo gości przewinęło się przez nasz dom przez te wakacje. Oj, dużo. I wszyscy, niezmiennie, zachwycają się Bazylkiem - że kontaktowy, że podszedł, popatrzył w oczy, pogłaskał nawet, zaczepił uśmiechem. No tak. Bazyli to Czaruś jakich mało. Potrafi nawiązać kontakt, nawet z obcą osobą. Szczególnie upodobał sobie mężczyzn. Każdego gościa płci męskiej, który przekroczy próg naszego domu musi pogłaskać (najlepiej, jak jest łysinka albo mały jeżyk), posmyrać po zaroście (jako, że tata, dziadek i pradziadek są brodaci, Bazyli ceni bardzo lekki zarost lub gładkie męskie lico). Obwąchuje mężczyzn, siada im na kolana, no wielbi bardzo ten gatunek rodzaju ludzkiego. Bazyli zawsze sobie poradzi - jak nie czarem, to terrorem. Jak nie uśmiechem to wrzaskiem. Choć nie gada nic, to jednak się dogada. Wyłuszczy, co mu leży na wątrobie. Pokaże tak, ze w pięty pójdzie. I jakie to robi na wszystkich wrażenie - że ten NIEMÓWIĄCY, AUTYSTYCZNY chłopiec jednak jest w kontakcie, a nawet go szuka!
Natomiast Roś... Niby ten słodszy, pocieszniejszy, bo oczka skośne i od razu widać, z kim ma się do czynienia, i przecież Muminek taki, i ach i och... A jednak Roszek przeważnie znika. To jego sekretna moc, ukryty talent - potrafi znikać. Znika z mojego matczynego pola uwagi, gdy Baz raz za razem brudzi majtki, rozwala wszystko, przekracza granice i wodzi mnie na pokuszenie, bym pękła jak balon i się już nie pozbierała do kupy. Roś znika wśród gości, gdy Baz przeskakuje z kolan na kolana, czaruje pięknymi oczętami. Tak... Roszek potrafi to najlepiej - żyć na uboczu, na skraju rzeczywistości, ciałem tutaj, ale sercem jest w Krainie Teletubisiów, gdzie tubisiowy krem, Noo Noo i teledzidziusie. Roszek trwa jedną nogą tam, gdzie piosenki i tylko jemu znane filmy wyświetlają się na wewnętrznym projektorze, dla nas niedostępne i zakryte, a drugą nogą tu, gdzie wiatr, drzewo trawa, z oddali krzyki brata. Roszek nikogo nie czaruje, nie zaskarbia sympatii i uwagi, bo... znika. Wybiera ciszę i własny program artystyczny. Własne występy przed sobą samym, przed krzakiem, przed mrówką. NIepotrzebni mu do tego ludzie.
Nie wszystko stracone, Drogi Czytelniku. Czasem nam, jego najbliższym, udaje się zbliżyć do tego małego chłopczyka, wkraść przez uchylone drzwi do jego bajecznego kosmosu, i pobyć razem chwilkę. Jak to zrobić? Ano trzeba znać KOD DOSTĘPU, jak to nazwał trafnie P. Trzeba wiedzieć, jakie piosenki są na topie, jakimi tekstami mówią ulubione postacie z bajek, co jest teraz na tapecie roszkowego monitora, co"teraz grają". I jak się te kody ogarnie, to można nawet sobie pogadać, pośpiewać razem, potulić się chwilę poudawać, że sobie gadamy, rozmawiamy, jak matka z synem, jak bliscy sobie, najbliżsi ludzie. Niestety, mało komu "z zewnątrz" się to udaje. I to zrozumiałe. Trudno wymagać od kogoś znajomości wszystkich piosenek Arki Noego na pamięć, wszystkich odcinków teletubisiów i Elmo, i jeszcze, żeby wiedział, które są aktualnie ulubione, a które nie. A lista zmienia się dość dynamicznie.
Kluczem do Roszka jest czas, jaki można Mu poświęcić. Spokój, uważność i cisza. Tylko tak zdobędziesz kod dostępu. Dostąpisz zaszczytu, zostaniesz wpuszczony. Na chwilę. Na chwileczkę.
A najlepszy kod to zapowiedź "tulimy" - Roszek wpada w ramiona....
OdpowiedzUsuńBabcia