sobota, 11 sierpnia 2018

Z pamiętnika Endorfinek czy.2



Jest całkiem fajnie. Zakumplowałem się na dobre z Mokrym Stworem. On mnie liże po nogach ciągle, co mi się bardzo podoba. Cały dzień mógłbym tak się z nim bawić.
Zdarzyła mi się jedna przykra przygoda - podobno tak się wierciłem, gdy mama nacierała mi twarz takim białym kremem (po co?), że niechcący wtarła mi go do oka. Ale piekło! Z tej rozpaczy tarłem oko ręką, a ręka była cała w piachu (normalka) więc zrobił się z tego niezły bajzel (w moim oku). Ale przetrwałem! A potem uciekłem im nad morze. Sam! Niestety Dziadek dogonił mnie przed samą plażą... A miało być tak pięknie...
Rok temu ćwiczyłem biegi maratońskie, w tym roku postawiłem na... chodzenie tyłem! Trzeba się rozwijać i nie wiadomo, jaka umiejętność przyda nam się w przyszłości. Tak więc za każdym razem, gdy wracamy od Mokrego Stwora, idę tyłem. To znaczy - twarzą do niego, bo ciężko się rozstać. A jak mi znika z oczu to już tak fajnie mi się idzie tym tyłem, że idę tak aż do naszego domku, czyli kilkaset metrów. Mamę trochę to wzrusza, a trochę denerwuje, bo nie interesuje mnie, czy ktoś inny jest na drodze, czy jedzie wózek, idzie pies na smyczy - ja idę środkiem i tyłem, jestem dyrektorem tego traktu i mi wolno. Niech inni się pilnują, a co! Jak Mama mnie próbuje przytrzymać albo przesunąć to robię jej karczemną awanturę. Szef może być tylko jeden!

R.




Mój brat ma rację. Szef może być tylko jeden i jestem nim Ja. Dwa pierwsze dni dałem im spokój i byłem całkiem grzeczny. A potem zgubili nad morzem mojego ulubionego węża! Jakoś się trzymałem, ale w domu dotarło do mnie, że już go nigdy nie zobaczę... I była awantura. A potem Mama zabrała mnie na pokaz węży. Prawdziwych! Bardziej od nich interesowały mnie jednak moje dwa gumowe węże. Tak nimi mocno potrząsałem, że uderzałem chłopca przed nami. Mama kazała mi się odsunąć ale ja nie chciałem. To było moje miejsce! Więc się rozdarłem jak to tylko ja potrafię. Zagłuszyłem całe show. Mama się spociła bo wszyscy na nas patrzyli z przerażeniem. Od tego dnia codziennie robię im jedną awanturkę-przypominajkę. Zazwyczaj o węże. Choć Dziadek kupił mi nowe i nawet jedną jaszczurkę.
Mamy tu inwazję os i oczywiście dwa razy mnie użądliły - raz w ucho a raz w obojczyk. Bardzo płakałem ale byłem dzielny. A Mama się cieszy, że przynajmniej nie jestem uczulony i nie puchnę. Tego by jeszcze brakowało!
Wreszcie zrozumieli też, dlaczego nie wychodziłem na plaży z namiotu. Słońce mi przeszkadzało, było za jasno tylko nie umiałem im tego powiedzieć. Raz poszliśmy nad morze wieczorem i biegałem, szalałem, moczyłem się do woli! Mama powiedziała: "kamień z serca". A potem kupiła mi takie ciemne okulary. Lubię je nosić, bo łatwiej w nich znieść to światło. Upały się na szczęście skończyły, przyleciały chmurki i już hasam na całego.
Przedwczoraj dojechał do nas Tata, więc jesteśmy już w kompocie. Czy w komplecie. Jakoś tak.

B.



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz