Krzyczę: Stój! za uciekającym Roszkiem, a Bazylek posłusznie się zatrzymuje i czeka.
Proszę: Daj. I Bazylek potulnie oddaje to, co trzyma w rączce, nawet jeśli to jego ukochany tygrysek.
Kalosze przestały parzyć w stopki.
Wjeżdżam autem w nieznane tereny - nikt nie krzyczy.
No i nowa, ulubiona zabawa Bzylka - przybieganie do nas i patrzenie prosto w oczy z przecudnym uśmiechem.
Zaglądanie w nasze dusze: a kuku, jesteście?
Cuda niewidy.
Oglądam Bzylka zza weneckiego lustra, widzę, jak grzecznie wykonuje polecenia Pani Ani, jaki jest skupiony. I szczęśliwy.
I rosnę.
I tak ma być pani MAGDO
OdpowiedzUsuńrośnij, Kochana, rośnij... będziesz podporą, mocną i wytrzymałą, potrzebną... podziwiam
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuń