Nic mnie tak w życiu nie zmusiło do refleksji jak rodzicielstwo. Trudne rodzicielstwo.
Po internetach krąży mądry tekst, że "miarą rodzicielstwa nie jest to, jak sobie radzisz z dzieckiem, ale jak sobie radzisz ze sobą....". I to jest święta prawda.
Odkąd los obdarzył mnie Endorfinkami (piszę w swoim imieniu, ale jestem prawie pewna, że P. też przechodzi podobną drogę emocjonalną, tylko mniej intensywnie) muszę nieustanie mierzyć się ze sobą. W mojej głowie siedzi krytyk, który lustruje każde moje poczynanie i głośno wyraża swoje niezadowolenie. Czasami ma rację, ale bardzo często jest zbyt okrutny.
Juz o tym wiem.
Długo nie wiedziałam.
To taka ironia losu, że świat osób z autyzmem powinien być uporządkowany i przewidywalny. Wtedy czują się bezpiecznie, wtedy dobrze funkcjonują. Ja niestety mam usposobienie bardzo chaotyczne - jestem niekonsekwentna, leniwa, zmieniam zdanie i plany jak rękawiczki, brak mi samodyscypliny i samozaparcia. Jestem za to bardzo emocjonalna - jeśli się cieszę, to wszyscy wkoło o tym wiedzą. Jeśli się smucę, to lecę w czarną dziurę bez dna. Na łeb, na szyję. A potem lądowanie boli.
Skąd ta spowiedź i samobiczowanie, spytacie? To nie tak, że postrzegam siebie samą w złych barwach i samych minusach. O nie. Wiem, że mam wiele bardzo fajnych cech i bardzo siebie za to lubię. Naprawdę. Pech w tym, że akurat przy Endorfinkach są to cechy mniej porządane. A może inaczej - też są ważne, ale trudniej wprowadzić je w życie.
Jestem bardzo twórcza. W marzeniach miałam być taką mamą - trochę szaloną, która z radością tapla się z dziećmi w farbach, wymyśla z nimi niestworzone historie, bawi się z nimi w Fantazjanie, organizuje leśne podchody i, co najważniejsze, pokazuje piękno świata. Marzyłam, że będziemy razem muzykować, pisać wiersze, chodzić na koncerty, ratować zwierzątka, troszczyć się o przyrodę, celebrować jej piękno i mądrość. Że będziemy czytać mądre książki, oglądać wspaniałe filmy dla dzieci (i nie tylko), rozmawiać o tym, dyskutować, zwiedzać, poznawać, smakować. Tymczasem wszystkie te furtki zatrzaskują mi się przed nosem, jedna po drugiej. Nawet jeśli Endorfinki gdzieś tam w głębi mogą tego wszystkiego doświadczać, to w innym języku, na innej, obcej mi trajektorii. Wszystko to, co było moją mocną stroną, akurat w przypadku autyzmu jest niekoniecznie zaletą. Za dużo gadam, za głośno, za dużo robię bałaganu, nie mówię wprost tylko przenośniami, za miękka jestem i za łagodna. Ten blog jest tego świetnym przykładem - to zlepek moich emocjonalnych erupcji, powidoków codzienności. To też jest potrzebne w życiu, ale nie znajdziecie tu fachowo uporządkowanej wiedzy i porad co i jak i gdzie.
Czego trzeba Endorfinkom? Według terapeutów - planów dnia, zabawy na czas (przy użyciu timera), przestrzegania reguł, żelaznej konsekwencji, mniej gadania a więcej działania. Brzmi okrutnie, ale terapeuci mają rację. Taki jest autyzm, przynajmniej w wydaniu moich dzieci - im to realnie ułatwia życie. Wiem o tym od dawna i biczuję się nieustannie. Codziennie odwalam w głowie ten rytuał samookaleczania, aż krew tryska z duszy: gdybym była inną mamą... Kochała porządek i zasady... Była jak skała - twarda, pewna i niewzruszona - dałabym moim dzieciom porządne podparcie. Mogłyby odbić się wtedy od stabilnego gruntu i pofrunąć w życie. Miałyby z czego wystartować. Być jak skała - opoką, fundamentem. Zamiast tego jest wieczny chaos i rozedrganie. Twórcze podejście jest bezcenne, ale bez solidnego pragmatyzmu u podstaw bardziej szkodzi niż pomaga. Tak jest. Po prostu.
Zamęczam więc siebie pytaniami - jak to ma być? Jak się wpisać w ciasne ramy, gdy dusza puchnie, a ciało tym bardziej? Ale czy mogę tego nie zrobić? Czas leci, a Endorfinki są w szczerym polu. To mój rodzicielski obowiązek - nauczyć ich życia, tego najprostszego. Ja bym chciała z nimi śpiewać i przeżywać przygody, gdy nie potrafią się nawet sami ubrać. Tak się siłuję sama ze sobą i tracę na to mnóstwo energii, którą mogłabym spożytkować inaczej. I pojawia się światełko, choć na razie dla mnie nieuchwytne.
Ale wiem, że jest.
Magiczne słowo na R.
RÓWNO-WAGA.
Gadać, śpiewać, wygłupiać się ale też pilnować pewnych podstawowych zasad, nie przytłaczać sobą.
Tulić, kochać, całować ale też wymagać i nie ulegać.
Pozwalać sobie na pasje i odskocznie ale nie zatracać się w nich.
Mądrze gospodarować czasem, szanować każdą jego minutę.
Słuchać dobrych rad, czytać, konsultować ale przesiewać to wszystko przez swoje serce.
Równowaga. We wszystkim.
Taki banał.
Boże, jaki trudny dla mnie!!!