Pisałam niedawno, że chłopcy bardzo lubią się wspinać, ale większość placów zabaw jest dla nich jeszcze za trudna. Roszek przez swoją wiotkość mięśni wielu rzeczy nie potrafi zrobić, natomiast Bzyl jest dość sprawny, ale za to lękliwy. Myślałam długo, co by tu zrobić, by chłopcy w domowych, bezpiecznych warunkach mogli poćwiczyć wspinaczkę. O ile wiosną i latem atrakcje podwórkowe załatwiają sprawę, to jednak zimą aktywność ruchowa schodzi na dalszy plan. A Bzyla aż nosi...
Z pomocą przyszliście nam Wy, Drodzy Darczyńcy i Wspieracze, bo mogłam wreszcie szukając pomocy terapeutycznych sięgnąć wzrokiem na wyższe półki sklepowe, gdzie dotąd ceny odstraszały mnie skutecznie.
I oto pojawiła się. W pokoju chłopców stanęła przedziwna konstrukcja. Ni to iglo, ni to kopuła, ni to szałas. A właściwie wszystko po trochę. I oczarowała chłopców zupełnie! A kto nas zna, ten wie, że oczarować czymś Endorfinki to jak przeszmuglować z Księżyca księżycowy pył - niewykonalne!
Bzyl na tydzień zamienił się w małpkę - fikał, wspinał się, zeskakiwał i tak w kółko. Mogłam stać obok, w każdej chwili podać pomocną dłoń, co na placach zabaw nie zawsze jest możliwe. Już ten tydzień ćwiczeń pokazał nam, jak bardzo Bazyli potrzebuje takich wyzwań. Teraz codziennie idąc do przedszkola zeskakuje z coraz wyższego murka i... nie boi się!
Roszek... To Miś Koala, preferuje odpoczynek i leniwe polegiwanie. Dla Niego nasza nowa atrakcja jest jeszcze odrobinę za duża. Krótkimi nóżkami ciężko dosięgnąć szczebelków. Co się odwlecze, to nie uciecze, bo Roszek do zabawy we wspinaczkę dorośnie i dojrzeje. Tymczasem upodobał sobie parter i przez tydzień, siedząc w swojej bazie, słuchał kołysanek.
Jestem szczęśliwa. Bo moje dzieci są. Nareszcie coś je interesuje. Coś sprawia radość. Taka namiastka normalności.
Dziękujemy Wam!
I dzielimy się radością, która aż eksploduje ze zdjęć :)