I tym jednym zdaniem otworzył mi oczy, Bardzo szeroko,
Od lat wiadomo, że Bazyli jest "bardziej mój", a Roś bardziej P. Tak się poukładali do nas. To za mną Bzyl najwięcej chodzi, za mną tęskni, mnie szuka i mnie sprawdza (a raczej moją cierpliwość). Wszyscy terapeuci zgodnie twierdzą, że jest silnie ze mną związany. Trudna jest ta nasza matczyno-synowa relacja - wiele w niej frustracji obustronnej, napięć, konfliktów i prób sił - kto kogo przetrzyma, kto wygra, kto się podda pierwszy.
Niespodziewanie ten jeden komentarz wysyczany przez mojego męża w chwili złości i bezsilności uświadomił mi, że trudność mojej relacji z Bazylim nie wynika jedynie z jego autyzmi, z tego, że nie mówi i ma wiele problemów rozowjowych. On jest po prostu... taki jak ja.
Tak jak jego mama, lubi dominować, lubi rozstawiać po kątach domowników.
Tak jak jego mama, lubi mieć ostatnie zdanie.
Tak jak jego mama, lubi nie wysilać się zbytnio.
Tak jak jego mama, jest uparty.
Podobno najbardziej drażni nas w innych ludziach to, co sami chcielibyśmy w sobie zmienić.
Nie zawsze mi się to sprawdza. Ale z Bazylim to jest odkrycie na miarę Eureki!
Patrzę na Bzyla, na jego upartą, zawziętą twarzyczkę i... opuszcza mnie złość. Bo widzę Madzię, małą, egocentryczną Madzię, która gdzieś tam we mnie siedzi, i czasem panoszy się zbyt mocno...