Strony

środa, 28 grudnia 2016

Eureka!

Jakiś czas temu, w chwili dośc nerowowej, gdy Bzyl mocno marudził, a i ja miałam gorszy dzień, P. mruknął do siebie pod nosem: Jedno wymusza, drugie wymusza, ja oszaleję!

I tym jednym zdaniem otworzył mi oczy, Bardzo szeroko,

Od lat wiadomo, że Bazyli jest "bardziej mój", a Roś bardziej P. Tak się poukładali do nas. To za mną Bzyl najwięcej chodzi, za mną tęskni, mnie szuka i mnie sprawdza (a raczej moją cierpliwość). Wszyscy terapeuci zgodnie twierdzą, że jest silnie ze mną związany. Trudna jest ta nasza matczyno-synowa relacja - wiele w niej frustracji obustronnej, napięć, konfliktów i prób sił - kto kogo przetrzyma, kto wygra, kto się podda pierwszy.

Niespodziewanie ten jeden komentarz wysyczany przez mojego męża w chwili złości i bezsilności uświadomił mi, że trudność mojej relacji z Bazylim nie wynika jedynie z jego autyzmi, z tego, że nie mówi i ma wiele problemów rozowjowych. On jest po prostu... taki jak ja. 

Tak jak jego mama, lubi dominować, lubi rozstawiać po kątach domowników. 
Tak jak jego mama, lubi mieć ostatnie zdanie.
Tak jak jego mama, lubi nie wysilać się zbytnio.
Tak jak jego mama, jest uparty.

Podobno najbardziej drażni nas w innych ludziach to, co sami chcielibyśmy w sobie zmienić.
Nie zawsze mi się to sprawdza. Ale z Bazylim to jest odkrycie na miarę Eureki!

Patrzę na Bzyla, na jego upartą, zawziętą twarzyczkę i... opuszcza mnie złość. Bo widzę Madzię, małą, egocentryczną Madzię, która gdzieś tam we mnie siedzi, i czasem panoszy się zbyt mocno...

piątek, 23 grudnia 2016

Życzę Ci...

Kochani...
W rwetesie przedświątecznym, w tej bieganinie mrówczego stada, w zgiełku krzykliwych reklam i oślepiającym świetle milinów lampek - chciałabym się zatrzymać.

Zatrzymać się na chwilę, spojrzeć każdemu z Was głęboko w oczy i... mocno przytulić. Każdego z osobna.

I szepnąć do uszka:

Życzę Ci ścieżki nie za krętej, pełnej miłych zwrotów akcji,
życzę Ci ciszy w sercu pomimo zgiełku cywilizacji,
życzę Ci pewności, że możesz sobie zaufać i że Twoje serce zawsze będzie Cię prowadziło,
życzę Ci, zeby, zawsze były przy Tobie czyjeś ramiona, w których można się schronić przed światem, który czasem chce nas pożreć...

Niech się nam rodzi, jak co roku, bezinteresowna Miłość, co góry przenosi i jest cierpliwa.


Dobry czas.
Doceniam każdą jego nanosekundę.

Endorfinki-Choineczki i Tata Piotr się dołączają!


piątek, 16 grudnia 2016

Brukselka

Wiele na tym blogu było wpisów- lamentów na jeden temat - żywienie Bazylka. Jego wybiórczość pokarmowa straszliwa, wybrzydzanie, jedzenie tylko ziemniaków i wafli ryżowych, tylko bananów, tylko żółtego, tylko chrupiącego, tylko słonego... A dieta w autyzmie wymagająca jest - nabiału nie wolno, glutenu nie wolno, cukru broń Boże.. A przy większych problemach trzeba zrezygnować np. ze skrobii (mąki wszelakie, ziarna, kasze), z owoców, z tego, co uczula... Przy dziecku, które nie je prawie niczego to majstersztyk i mistrzostwo świata - nie zagłodzić, dostarczyć odpowiednich mikroelementów, i to dobrowolnie, poprzez otwór gębowy podać a nie kroplówką...

Od dwóch lat jesteśmy na diecie - raz bardziej, raz mniej...  marzyłam, że Bzyl zacznie jeść warzywa, zupy, surówki, kasze - wszystko to, co w moim wegetariańskim świecie jest pysznością i największym dobrodziejstwem... I doczekać się nie mogłam.

I wyobraźcie sobie, że stała się rzecz niesłychana - ktoś inny za mnie załatwił problem, oddał swój czas, cierpliwość, wiedzę, poświęcenie. Użył sztuczek magicznych, trików, całej swej wiedzy tajemnej i sił czarodziejskich.

To cudowne przedszkole (które wprowadziło dietę dla autystów) i Panie Przedszkolanki - nieustraszone, nieustępliwe, z Paniami: Angeliką i Michaliną na czele!

I śnię swój piękny sen na jawie i obudzić się nie chcę: Bazyli zjadł zupkę, Bazyli zjadł dokładkę, Bazyli zjadł... surówkę... - słyszę w przedszkolu od dłuższego czasu i uszy mnie bolą od ciągłego przecierania, bo nie dowierzam.


Gdy sen zaczął się ziszczać również w domu, uwierzyłam w jego realność. Zupki, warzywa, rybka, jajko, surówka (przemycona w ziemniakach) - rozkoszuję się szerokim menu mojego Niejadka.

A gdym ostatnio zajadała brukselkę z bułką tartą bezglutenową, i syn mój Niejadek podszedł, i z ciekawością w talerz mi zajrzał, i poprosił spojrzeniem: Podziel się Mamo, daj skosztować, bom spróbować chciał, jak smakuje zieleń, dotychczas przeze mnie nietolerowana... Zieleń lasu, co otacza nasz domek, i zieleń tatowych oczu, i zieleń tej nadziei, co wiecznie żywa w tym domu...  

I tak prosił Bazek niemo, wzrokiem przewiercał i mnie, i brukselkę, a mi łzy jak grochy po buzi ciekły, przyprawiając brukselkę szczęściem najprawdziwszym.

Dla dzielnych Pań Czarodziejek z przedszkola - czapki z głów!
A Cud ten najprawdziwszy chowam czule do naszej kolekcji: Cudów Prywatnych, Autoryzowanych, Niespodziewanych.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Rozbłyski

W zawirowaniach diagnoz, nowych leków i walki z posikującym Bazylem łatwo przegapić małe cuda, które zdarzaja nam się każdego dnia. A ścislej mówiąc - zdażają się Roszkowi.

- Biegniemy! - łapie nas za ręce i ciągnie, i ganiamy się po pokojach, całą czwórką, bo Bazyli nie omieszkuje dołączyć. Nowa zabawa, może pierwsza od dawna PRAWDZIWA ZABAWA, którą na dodatek Roszek SAM inicjuje.

- Abi, Abisiuniu... - codziennie po przebudzeniu woła Roszek, szuka wzrokiem psa, na którego nie zwracał dotąd zupełnie uwagi. Podchodzi, robi cacy swoją łapką po długich abisiowych kudełkach.

- Siusiu - gdy wchodzi ze mną do talety w przychodni (nie, nie jest tak pięknie, żeby Roch komunikował nam o swoich potrzebach fizjologicznych, to komentarz na to, co w toalecie robi mama). Wychodzimy z kabiny, a Roch podchodzi do umywalki: - Myju, myju... Utrwalił sobie schemat, że po siusiu myjemy ręce. I sam o tym pamiętał.

- Gonimy tatę! - w lesie, na spacerze.
- Roszku, taty nie ma z nami, tata jest w pracy. Wołaj: gonimy mamę!
Powtórzył po mnie kilka razy, myląc sie jeszcze i raz po raz przywołując nieobecnego tatę.
Aż tu nagle słyszę:
- Gonimy Bazylka!


Wiem, jak na osiągnięcia siedmiolatka to nie ma się czym chwalić, powiecie.

A właśnie, że jest się czym chwalić!
To nasze rozbłyski supernowych, nasze cuda niezwykłości.


Lśnij Roszku, prowadź nas przez mroki niepewności i wielkiej niewiadomej.






czwartek, 8 grudnia 2016

Slalom

Rzadko piszę, bo pożera mnie codzienność. I nie chce wypluć.

Z Roszkiem zaliczyliśmy wizytę u gastrologa (leki na refluks) i endokrynologa (tradycyjnie leki na niedoczynnośc tarczycy).
Z obydwoma Endorfinkami dziś odwiedziliśmy psychiatrę-neurologa. A więc padaczka i leki..
Spełniają się moje obawy, moje czarne wizje... Może czas przestać uprawiać czarnowidztwo i włożyć różowe okulary, skoro wszytkie wizje się spełniają?

Przychodzą wyniki w sprawie boreliozy, niedługo dostanę wyniki z badania moczu w Stanach.

Jak tu nie zatracić się w medycynie i widzieć jeszcze swoje dzieci, a nie tylko przypadki medyczne??!?

W ostatnim czasie wydaliśmy 5000 zł na różniaste badania Endorfinek. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie Wasze wsparcie w postaci 1% podatku i darowzin. Dziękujemy po strokroć!!! W poprzednim wpisie znajdziecie dziękczynną piosenkę :)

Roszek nabawił się zapalenia spojówek.
Bazyli w domu manifestuje różne trudne zachowania, ewidentnie gra z nami w jakąś grę, której reguły są dla mnie ciągle niezroumiałe.

A jednak radzimy sobie. Pokracznie, poomacku, dreptamy do przodu, tępem ślimaczym i slalomem pijaka, ale jednak.

Do celu.

niedziela, 4 grudnia 2016

Drogi Nieznajomy....

Zupełnie nie wiem, co napisać... 

Fundacja zakończyła księgowanie wpłat z 1% podatku za 2015 rok...

Wsparło nas tyle osób, że nie jesteśmy w stanie tego ogarnąć myślą...

Słowo dziękuję, to w tym wypadku za mało...

Więc jest PIOSENKA. 

Rok temu było na wesoło, ale żarty się skończyły i zrobiło się poważnie...

Dziękujemy!
Po stokroć!

Miłego odbioru!