Stało się. Tak się baliśmy wirusa, uważaliśmy, nosiliśmy maski, a jednak...
Dwa dni temu P. i ja otrzymaliśmy pozytywne wyniki testu na covid. Byliśmy raczej pewni, że to ten podstępny wirus, bo oboje nie czuliśmy smaku ani węchu, a to jest bardzo charakterystyczny objaw... Na szczęście oboje przechodzimy tę chorobę bardzo łagodnie.. Ale boję się bardzo, kto mógł się od nas zarazić i pozarażać starsze, schorowane osoby... Najprawdopodobniej wirus przyszedł od moich rodziców - nauczycieli w liceum. Przeczuwaliśmy, że otwarcie szkół przyczyni się do dramatycznego wzrostu zachorowań i tak się stało. Najpierw chorowali seniorzy - moja mama i dziadek P., który z nami mieszka. Mieli ze sobą kontakt bo dziadek naprawiał mamie auto, zresztą ona często nas odwiedza. Mama i dziadek mieli objawy ciężkiej grypy i chorowali 3 tygodnie... Oboje bardzo schudli, nie mieli siły jeść ani ruszać się. I, choć wszystko wskazuje na to, że wirus juz odpuszcza, nadal są bardzo osłabieni. Oboje mieli gorączkę, męczący kaszel, bóle mięśni całego ciała.. Następna w kolejce byłam ja... Pojawiło się lekkie drapanie gardła.. Co roku przechodzę taką infekcję, więc byłam przekonana, że to moje zwyczajowe choróbsko pojawiające się co jesień. Nie miałam gorączki, nie miałam bólu mięśni ani dreszczy. Tylko lekki kaszelek. Po kilku dniach straciłam węch i smak... Tak nagle. I to nas zaalarmowało. Tego samego wieczoru P. poczuł się źle i następne trzy dni przeleżał z objawami silnej grypy (gorączka, bóle mięśni, głowy, kaszel). Oczywiście Endorfinki nie poszły już do szkoły. Przez kilka dni nie mogliśmy dodzwonić się do przychodni. Gdy wreszcie się to udało, dostaliśmy skierowanie na test. To wszystko niestety trwa i wymaz pobrano nam po tygodniu od wystąpienia u mnie pierwszych typowych objawów (utrata smaku i węchu). Moja mama również była testowana i jej wynik wyszedł negatywny. Ale jesteśmy przekonani, że i ona i dziadek chorowali na covid. Bardzo ważne jest, by w dniu pobrania wymazu nie jeść, nie myć zębów, nie płukać gardła. Moja mama o tym nie wiedziała. Druga sprawa to prawidłowe pobranie wymazu - głęboko z gardła (przy migdałkach), a najlepiej jeszcze z nosa (również bardzo głęboko). Mojej mamie pobrano z wnętrza policzka, więc nieprawidłowo. U mnie i P. wynik wyszedł pozytywny.
Co z Endorfinkami, spytacie? W obliczu pandemii to Roszek był naszą największą troską... Jego połatane, poklejone serduszko, jego płucka, które już raz wspomagane były respiratorem, jego geny, inne niż u nas, gorzej znoszące infekcje płuc... Tymczasem u chłopców objawów brak. Nie zauważyliśmy ani cienia gorączki, kaszlu bądź kataru. Biegają sobie jak zawsze, a Roszek tryska dobrym humorem i niespożytą energią. Oczywiście, jest w nas ziarenko strachu, że covid, choć o łagodnym przebiegu, zostawi w naszych ciałach jakieś przykre ślady, coś napsuje, coś osłabi... Za namową lekarza ja i P. nosimy w domu maseczki, żeby jednak dzieci nie wdychały tak dużo tego wirusa, choć obawiam się, że zdecydowanie za późno na to wpadliśmy... Jak izolować się od dzieci, które co noc włażą nam do łóżek, wymagają wsparcia we wszystkich czynnościach, zupełnie nie rozumieją sytuacji zagrożenia i pojęcia epidemii? Staram się być dobrej myśli i projektować tylko optymistyczne scenariusze wydarzeń, a strach zamykam na kluczyk do tajemnego kuferka. Do niczego nam się teraz nie przyda. Czuję też ogromną wdzięczność, że covid potraktował nas tak łagodnie... Nie wszyscy mają tyle szczęścia, nie każdy chory oddycha bez problemu... Wdzięczność to moje ukochane uczucie, więc praktykuję ją teraz ze zdwojoną siłą. Nieoceniony też jest nasz wspaniały wielki ogród - P. i ja mamy nałożoną izolację do 1 listopada, a dzieci, jako nieprzetestowane i bezobjawowe, posiedzą w domu aż do 11 listopada.
Dopiero całkowita utrata węchu uświadomiła mi, jak ważny to zmysł. Pal licho, że człowiek nie czuje pięknych zapachów, wszystkie przyprawy są zupełnie bez smaku i ciężko ocenić, które ubranie było już długo noszone, a które jest świeżo wyprane (Bazyli namiętnie mi te ubrania ze sobą miesza). Ale węch w wielu przypadkach nas po prostu ostrzega przed niebezpieczeństwem - przed ulatniającym się gazem, przed zepsutym jajem w jajecznicy, przed nieświeżym jedzeniem, przed zatrutym powietrzem... Dziwny jest świat bez zapachu, i taki bardziej najeżony, niebezpieczny, a jednocześnie bardzo bezbarwny. Jeśli chodzi o smak to w najbardziej nasilonym stadium tych zaburzeń czułam tylko czy coś jest słone, słodkie, gorzkie lub kwaśne. Ząbek czosnku mogłam gryźć jak cukierek i tylko czułam pieczenie w język, ale charakterystycznego smaku czosnku nie czułam. Gryząc plasterek cytryny czułam, że to jest kwaśne, ale nie umiałabym rozróżnić, czy gryzę cytrynę, czy kiszoną kapustę... Życie bez smaku jest smutne, ale życie bez węchu jest groźne! Jedynym wielkim plusem jest to, że odpoczywamy sobie od smrodów kup naszych dzieci... Mogłabym pomylić kupę z czekoladą... :D
Co dalej? Pozostaje nam czekać, zdrowieć i nabierać sił. Objawy ustępują, zaczynam czuć silniejsze zapachy, P. czuje jeszcze więcej. Pozostał nam lekki kaszel, czasem ból głowy... Drżę o chłopców, ale wierzę, że wyjdą z tego bez szwanku. Bardzo chciałabym, abyśmy oddali osocze jako ozdrowieńcy, ale nie wiem, czy będzie to możliwe ze względów medycznych. Kobiety, które były w ciąży, nie powinny być dawcami, ale wiem, że w niektórych miejscach robi się im badania genetyczne i niektóre mogą. Na pewno się zgłosimy tam gdzie trzeba. Skoro mieliśmy na tyle szczęścia przechorowywać covid łagodnie, trzeba się tym szczęściem podzielić z bardziej potrzebującymi. Wyślijcie troszkę dobrej energii do nas, ale najwięcej do tych, którzy walczą z tym podstępnym wirusem na oddziałach intensywnej terapii. To jest naprawdę groźny wirus. Młodym zabiera oddech, starszych rozjeżdża jak walec. Nam niestety nie udało się nikogo nie zarazić... Chorują już osoby z pracy P., wirus jest też w szkole Endorfinek :( Nie dowiemy się już pewnie, jaka była jego droga, skąd przyszedł i kto kogo zaraził, ale to tylko pokazuje, jak groźny jest. Można zarażać nie mając objawów (dzieci w szkołach!!), pierwsze symptomy są bardzo trudne do rozpoznania (moją mamę leczono na zapalenie krtani).
Także takie wieści mamy dla Was z pierwszej lini frontu... Choć nie, to nie jest pierwsza linia. I bardzo, bardzo jestem za to wdzięczna.