niedziela, 29 września 2013

L A S

Nastał dziś ten cudowny dzień, na który czekałam dłuuugo...

Ale od początku. Kilkanaście metrów od naszego domu zaczyna się  L A S. Miejsce magiczne, miejsce przeze mnie ukochane.. Stu(i więcej)-letnie buki, pagórki, cisza. Kiedy miałam tylko Rosia, śmigaliśmy codziennie wózkiem po leśnych wertepach. Z dwoma Łobuzami już się nie dało - nasz dwuosobowy tramwaj na leśne trakty zdecydowanie się nie nadawał. I tak las poszedł w odstawkę - na 2, 5 roku. Serce się rwało z tęsknoty, czasem sama śmignęłam na chwilkę przytulić się do drzewa, ale żeby z chłopcami zrobić wycieczkę bez asysty P. lub babci - nierealne. Każda moja samodzielna próba zabrania ich do lasu kończyła się tak samo - Roch biegiem puszczał się przed siebie, coraz głębiej w las, a Bzyl nawet nie chciał wejść między drzewa. Dla mnie stres ogromny - jeden 200 metrów w lasie, drugi koło domu. Więc do lasu nie chadzaliśmy. Aż do dziś...

Potuptali obaj, chętnie, zaciekawieni. Wydeptaliśmy znaną ścieżkę, obwąchaliśmy znajome drzewa. Bzyl zadzierał głowę podziwiając zielony dach z koron, a Roś powtarzał zafascynowany: ewa, ewa... (drzewa). A potem... moi Synkowie podali mi rączki i grzecznie wrócili do domku na własnych nóżkach. Na tę chwilę czekałam!

Gdyby ktoś z Was niespodziewanie postanowił nas odwiedzić i nie zastał w domu, to już wiecie gdzie nas szukać - W LESIE :)

 

PS. Sielanka skończyła się szybko, gdy Bzyl, wdepnąwszy uprzednio w kupkę, rozniósł ją po całym domu. Na moje rozpaczliwe próby pohamowania jego dreptaniny w celu ograniczenia dalszej ekspansji psich/kocich odchodów Bzyl zareagował półgodzinnym darciem mordy w stylu: Raaatunku! Morduuują! Pyk. Czar chwili prysł błyskawicznie. Ale co się nawzruszałam - to moje!

czwartek, 26 września 2013

Myśloczytacze Rozrabiacze

Od jakiegoś czasu w mojej głowie czaiła się głupia myśl, że troszkę nudnawa ta nasza codzienność. Ciągle pada, życie towarzyskie wstrzymane, póki nie minie czas ochronny dla Rosia, nic się nie dzieje... A tu nagle ujawniła się nowa - wielce zaskakująca zdolność Łobuzów: CZYTAJĄ W MYŚLACH! I już nie jest nudno...

Wczoraj wieczorem, jak zwykle przygotowywałam kąpiel dla chłopców. Roszek zawsze mi towarzyszy - sam wkłada korek do odpływu, sam nalewa płyn do kąpieli, żeby była piana. Przygotowałam już wodę i wyszłam na chwilkę po coś. Efekt był. Natychmiastowy:

IMG_9113

Dziś z kolei Bzyl się popisał:


Wiem, że Ci się to nie podoba, Mamo...


IMG_9125


Ale o co te nerwy?...


IMG_9127


Trzeba było mnie lepiej pilnooooować!!!


IMG_9132

Ziemia była wszędzie: na dywanie, na kanapie, na podłodze, na Bzylu, na komodzie, na parapecie. Po minie bohatera widać, że zdawał sobie sprawę z tego, co robi...

Mam silne postanowienie: od dziś zdecydowanie bardziej uważać na to, co MYŚLĘ!

środa, 25 września 2013

wtorek, 24 września 2013

Film

Mama, jeść, spać, niee, tata, husiu, niee, hoopa, babcia,.. JAJO!

Słowotok Roszka potrafi zwalić z nóg.

Bawiliśmy się dziś w przerzucanie worków z węglem (pisałam o tym TUTAJ). I po każdej wywrotce Roś ze słodkim uśmiechem komunikował: jeszcze... Tak, jakby jego kulturalne prośby miały moc niwelowania uporczywego bólu pleców Mamuśki.

Bzyl natomiast nie mówi. On JODŁUJE.

Iaaaa, iaaaa, ijjaaaaa, aaaaa, iiiaaaa....

Przewierca nam mózgoczaszki, bo siłę rażenia głosu odziedziczył po Fredim Mercurym co najmniej.

***

Codzienność - zupełnie jak nachalne reklamy - pomaga zapomnieć, o czym właściwie był TEN film... Coś o umieraniu, główny bohater o dziwnym imieniu Strach - typowy wyciskacz łez, na szczęście z happy endem - nic, tylko umościć się na miękkiej kanapie z popcornem w łapce i oglądać.

Wracają do mnie obrazy, jak slajdy wyświetlane na ścianie. Nie piszę o tym, bo to zbyt intymne chyba i wżarte w mózg jak kornik.

Pod powiekami te chwile wciąż żyją.

Ratują codzienność przed banałem bylejakości.

niedziela, 22 września 2013

To se ne da

Chłopcy przykimali. I to tak zdrowo, że szykuję kanapki dla mnie i dla P. na nocny dyżur, bo przed 1-2 to spać nie pójdą na pewno. Nasza to wina, ale w obliczu błogiej ciszy, jaka nastała, gdy obaj zapadli w popołudniową drzemkę, nie mogliśmy się powstrzymać - P. przyssał się do gitary, a mnie wciągnęła internetowa czarna dziura. I wypluć nie chce.

Nauka nocnikowania, jak na razie, nieuchronnie zmierza w stronę lasu... Nauka samodzielnego posługiwania się łyżką i widelcem - niestety podąża w kierunku tym samym, co jej poprzedniczka. No, to se ne da i już. Przylecieli kosmici, pozakładali Łobuzom blokady w głowach i bez hipnozy i odczyniania złych uroków to się chyba nie obejdzie. A może to ja mam blokadę?

Roszkową niechęć do jakichkolwiek kontaktów cielesnych z łyżką najlepiej skomentował P.:

Roś dobrze wie, że jest nie - pełno - sprawny, to co się będzie wygłupiał z tą łyżką...

piątek, 20 września 2013

Mikrokosmos

Jedna z tych rzadkich chwil, gdy siedzimy sobie w salonie (P. i ja), bez towarzystwa dzieci. Rozmawiamy.

Nagle z impetem do pokoju wkracza Roś, bardzo zaaferowany, i już od drzwi wyciąga przed siebie rączkę i wskazuje na mnie palcem:

- Mama.

I zaraz na P.:

- Tata.

Tak, Roszku, zgadza się. Mama i Tata.

 

I tak kilkanaście razy dziennie. Jakby nie mógł się nadziwić, że nas ma.

Albo ćwiczy, kto jest kto, żebyśmy Mu się nie pomylili przypadkiem :).

 

A potem pytam:

- A ty kto jesteś?

- (Roś) albo Oszek (Roszek).

- A tam kto jest?

- Lili (Bazyli).

 

Mama, Tata, Oś, Lili.

Mikrokosmos.

wtorek, 17 września 2013

Nuda

A po blogu hula nuda,  pootwierane wszystkie okna - wietrzą się bajtowe literki. I dobrze nam z tym nic-się-nie-dzianiem, z tą, tak wytęsknioną, powszednią normalnością.

A przecież mogłabym napisać, że z ust nic-nie-mówiącego Bzyla wypełzło nieśmiałe "mama". Ale tylko jeden, jedyny raz, jakby w zamyśleniu, i wrodzony we mnie pesymista fachowo orzekł, że to tylko przypadek. Acz wiele wspaniałych historii zaczęło się właśnie od przypadku, prawda? ;)

I mogłabym napisać, że Roś się rozgadał na całego, jakby nadrabiał 25 dni milczenia, i gada, gada, opowiada w swoim kosmicznym języku, a nam mózgi tężeją od maksymalnego skupiania się, coby cokolwiek z tej nowomowy wyłuskać. A jaka jest radość, jak się cosik uda zrozumieć! Ha!

I napisać też powinnam, że zawsze na COŚ czekam, po prostu czekać muszę - taka natura paskudna - wyczekująca. Do tej pory nad wszystkimi moimi mniejszymi i większymi oczekiwaniami górowała OPERACJA ROSZKOWEGO SERDUSZKA, jak Mount Everest nad nieistotnymi Karkonoszami przyziemnej codzienności. A teraz... pustka, otchłań i powoli narastająca P A N I K A... Bo dokonało się! Bo Mount Everest naszego dotychczasowego życia zdobyty i, według słów naszej pani kardiolog, teraz to już będzie z górki. Oj, z taaaaaaakiej wielkiej góry długo powinno być z górki, prawda? ;)

O tylu rzeczach mogłabym napisać, ale... po co? Przy niedawnych Roszkowych perypetiach nasza codzienność chowa się zawstydzona za woalem zażenowania.

Drodzy Państwo, rewelacji nie będzie. Budowanego misternie napięcia, gwałtownych zmian akcji, potu, łez i rozpaczy też nie.

Głucho wszędzie, ciemno wszędzie, co to będzie?

Nuuuuda będzie!

 

Daj Boże, jak najdłużej... :)

 

niedziela, 15 września 2013

GROM

Bzyl w prezencie urodzinowym dla mamusi, po paru iście anielskich dniach, przeszedł dziś na diabelską stronę i od rana dźga mnie rogami wrzasku. Ałaaaa.. Więc chodzę obolała, z uszu leje się krew, ale zaciskam zęby. I kocham. Kocham. Kocham.

Poprosiłam dziś P,. żeby wyjątkowo to on podał Roszkowi lekarstwa. Rozpuszczam je w odrobinie wody i podaję łyżeczką, a jeśli jest bunt, wstrzykuję strzykawką do buzi. P. podjął się zadania... Po 15 minutach szarpaniny wkroczyłam do akcji, Szast, prast, trzy sprawne ruchy i lek wylądował tam, gdzie trzeba, bez łez, bez strachu. Poczułam się jak komandos GROMu-u.

Mama - Elitarna Jednostka Do Zadań Specjalnych.

czwartek, 12 września 2013

Fismoll

Nadal nie znajduję właściwych słów, by opisać ten stan...

A może takie słowa nie istnieją?





Towarzyszy mi muzyka Fismolla - młodego, wrażliwego muzyka z Poznania. Czekałam na debiutancką płytę jak nigdy dotąd. I teraz cudownie łagodne i piękne dźwięki koją duszę małymi plasterkami i pomagają wyrazić to, co

N I E W Y R A Ż A L N E...


środa, 11 września 2013

Wielkie Porządki

Chłopcy wyregulowali odbiorniki i idealnie zsynchronizowali się w kwestii spania. Śpią "na zakładkę" czyli gdy pierwszy śpi, to drugi JESZCZE nie, a gdy ten pierwszy już nie śpi, to drugi JUŻ tak.

Wszystko, co się wydarza, zostawia jakiś ślad. Te tygodnie walki o życie Roszka nie pozostaną obojętne dla naszej rodziny. Dzisiejsza potężna histeria Bzyla uświadomiła mi, jak wielki krok uczyniliśmy do tyłu. Wychowałam się w Karinie Łagodności, a macierzyństwo wyobrażałam sobie jako przytulanie, całowanie, czytanie bajeczek i śpiewanie kołysanek - jednym słowem Wielka Sielanka. Ale miłość nie jest tylko różowa - to też stawianie wymagań, pomaganie małemu człowiekowi w dążeniu do samodzielności, pozwalanie na upadki. To ta trudniejsza strona miłości rodzicielskiej. Nie umiem być policjantem, konsekwencja to moje przeciwstawieństwo. Stąd wszystkie problemy wychowawcze z Bazylim, stąd brak jakiejkolwiek samodzielności u Roszka. Przez ostatni miesiąc i my - rodzice, i dziadkowie opiekujący się Bzylem, robiliśmy wszystko, by JAKOŚ przetrwać  ten czas (czyli: by łez u dzieci było jak najmniej). To JAKOŚ teraz się mści. Czas posprzątać ten bałagan.

Nie użalam się. Jestem wdzięczna za te trudności. Marzyłam o nich siedząc przy Roszku na intensywnej terapii. Kto powiedział, że marzenia muszą być tylko przyjemne? ;)

poniedziałek, 9 września 2013

Ślepa miłość

Siedliśmy do pianina - Roszek i ja. I zagraliśmy naszą ukochaną piosenkę Coldplaya The Scientist. I gdy śpiewałam refren aż się łzy zakręciły w kącikach: Nobody said it was easy... Tak, nikt nie mówił, że będzie łatwo...


A teraz coś o drugim Bohaterze, który dzielnie wytrzymał bez mamy prawie 5 tygodni (z małą przerwą). Bzyl się trzymał jak nigdy, ale ostatniego dnia widocznie nerwy Mu puściły, bo stłukł Dziadkom całkiem nowy, 37-calowy telewizor... Komentarz Dziadka: To moja wina, za słabo Go pilnowałem.

Tak, miłość jest ślepa, a ta dziadków do wnuków szczególnie...

Nadziwić się nie mogę, jak piękna może być CODZIENNOŚĆ.

sobota, 7 września 2013

piątek, 6 września 2013

The (happy) End

Siedzę przy Roszkowym łóżeczku. Jest 6.30, mali pacjenci śpią, pielęgniarki kończą zmianę. Poranek, jak codzień, po nocy na niewygodnym leżaku. Ale to mój OSTATNI wpis stąd. P. już mknie autostradą. Zostawiamy to wszystko za sobą: dziesiątki pielęgniarek, wielu mądrych, oddanych dzieciom lekarzy, wszystkie dzielne dzieci, które niedobry los tu przygnał, ich rodziców (jakie to dziwne - mieszka się z zupełnie obcymi ludźmi, o różnych typach, światopoglądach i osobowościach, i stają sie bliscy - łączy nas tragizm sytuacji), zapach leków, dżwięki monitorów, szpitalny dryl, metalowe łóżeczko. Zostawiamy za sobą te obrazy jak z koszmaru: Roś jak warzywko, z respiratorem, miny i słowa lekarzy, które cięły niczym nóż, łzy, niedowierzanie, poturbowaną nadzieję. Zostawiamy też Pana Profesora, Czarodzieja Dziecięcych Serc. Strach zabieramy ze sobą. Ale już czas zrobić miejsce na nowe: radość i nieopisaną wdzięczność.. Na każdym etapie tej walki czuliśmy Waszą obecność i wsparcie, a teraz nasza radość powiększa się o Waszą. Dziękujemy. Nie ma nic piękniejszego od współodczuwania. Obudził się Bohater. Dzień DOBRY Roszku, nawet nie wiesz jak bardzo!

czwartek, 5 września 2013

(pusty)

Są wyniki holtera. Nie ma bloku serca :-) To zwolnienie rytmu zatokowego, bez wskazań do leczenia. Do obserwacji. Pssst..Uleciało ze mnie napięcie.. Roś cały wczorajszy dzień jak mantrę powtarzał fragment piosenki, którą dla Niego wymyśliłam zaraz jak się urodził: "MAMA KOCHA, TATA KOCHA..". Tak Synku. Dokładnie tak. A jutro... HOME SWEET HOME!

poniedziałek, 2 września 2013

Badania

Było echo. Roś grzeczny jak nigdy dotąd. Dojrzewa do pewnych rzeczy. Holter założony - jutro zdjęcie i opis. Jest płyn w osierdziu, ale na razie spokojnie. Chyba nie dużo. Pan Profesor przed chwilą wyszedł do domu (jest 20:30). Z samego rana wróci, by dalej ratować małe serduszka. Tak, dobrze się znaleźć pod takimi skrzydłami..

niedziela, 1 września 2013

1 September, 2013 10:20

Slowman

Roszkowe tętno w czasie snu spada nawet do 50.. Dlatego jutro, oprócz zwykłego echa serca, założą Mu jeszcze Holtera - specjalne urządzenie, które przez 24 godziny będzie zapisywało pracę serca. I wtedy lekarze będą mieli pełny obraz sytuacji. Pan doktor powiedział: "niektórzy tak mają", ale lawina w mojej głowie już ruszyła i spodziewam się rewelacji typu: operacja, rozrusznik itp. Boże. Człowiek dostał tu tyle ciosów prosto w serce, że teraz panicznie boi się kolejnych. Muszę tego wewnętrznego Panikarza zamknąć do szafy i nie wypuszczać. Tfu, tfu, nic złego się nie wydarzy! Prawda?