wtorek, 16 lipca 2019
Rzepy
Wakacje. Dzieci w domu. Z mamą. Non stop. Pełnia szczęścia jednym słowem.
Tak to jest w życiu, że gdy maluszek jest maluszkiem, przyczepiony jest do swojej mamy jak rzep. A potem, z biegiem lat, następuje stopniowe odklejanie... Jakby nagle osobny, autonomiczny człowiek nam obok wyrastał... I zdziwieni zauważamy, że on chce po swojemu, inaczej niż my, co innego lubi, czego innego potrzebuje... Takie przewlekłe nacinanie pępowiny.
A jak jest u nas? Marzę, żeby było "normalnie" - że chłopcy wylecą rano na podwórko i będą wpadać do domu tylko po kanapkę i picie. Że pojadą z dziadkami na wielką wyprawę, zwiedzą jakieś zabytki, przywiozą odznaki i pamiątki, i masę zdjęć. Że zaszyją się przed komputerem i godzinami rozkminiać będą arcywciągającą grę. Że odkryją świat słowa pisanego i wsiąkną w książkę na długie godziny.
Marzyć każdy może.
Jak jest? Wciąż noworodkowo. Z pępowiną grubą jak więzienny powróz. Trochę sama, na własne życzenie, go ukręciłam, nie ucząc chłopców samodzielności. Więc teraz biegam - podetrzeć pupę, przypomnieć o toalecie, wysadzić na nią, pomóc się przebrać, pomóc zjeść, pomóc umyć, pomóc pozbierać, pomóc przeżyć. Bazyli korzysta skrzętnie z tego, że mama jest ciągle i pożera mnie żywcem. Prawie dosłownie. Roch, niby odludek, a jednak tak nieporadny w codzienności, że bez osobistego asystenta zginie w jeden dzień.
Rozdwajam się. Łapię hausty spokoju, pomiędzy odpieluchowywaniem, usamodzielnianiem a przetrwaniem. Taki czas.
Nie dawajcie proszę mi rad, że: pozwól im pożyć, nie wyręczaj, nie nadskakuj. Ja to wszystko wiem.
WIEM nie znaczy UMIEM.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
"Wiem, nie znaczy umiem", o tak... To jest mega trudne. Trudno jest pokonać matczynego potwora lęku o niepełnosprawne dziecko. Trudno dopuścić do siebie świadomość, że może już się nauczy - uwierzyć w to i puścić dziecię na głębszą wodę. Moje dziecię dziś rano chciało wyjść na dwór. Jeszcze w pidżamie, tuż po śniadaniu i umyciu zębów. Ogarniałam łazienkę, więc mówię - poczekaj, skończę i Cię ubiorę. A ona poszła do siebie i wraca zadowolona po chwili - ubrana w krótkie spodenki, na które wciągnęła leginsy, do tego skarpety i bluza zapinana na zamek (nie zapięta), trzymając w ręce adidasy... Dumna jak paw. Sama się rozebrała, wyjęła ubrania z komody i się ubrała. Wcześniej to robiła, ale tylko z pomocą i pod nadzorem - sama z siebie, nie. Do dziś. Szczękę z podłogi zbieram do teraz.
OdpowiedzUsuńWidzę, że z hamakiem jest fajna zabawa 😊 Madziu, jeśli "wiesz" to też i uwierz, że potrafisz. Ty wszystko potrafisz- spróbuj proszę !!
OdpowiedzUsuńDoskonale znam to nie umiem :)
OdpowiedzUsuńBuziaki dla was :)