Bazyli teleportował się ze snu w jawę około pierwszej, a ja wraz z nim. O trzeciej zdesperowana zwróciłam się o pomoc do Teletubisiów (które pomału stają się pełnoprawnymi członkami naszej rodziny). Bzyl zajął się oglądaniem, a ja wmawianiem sobie, że absolutnie jestem już na Teletubisie za duża i sen to najlepsze dla mnie wyjście w tej sytuacji.
Sen nie przyszedł. Za to niesforne myśli pogalopowały w różnych kierunkach. Patrząc na Bzyla wpatrzonego w ekran, przeplatały się we mnie skrajne uczucia: od wielkiej czułości, przez rozbawienie, po wściekłość i żal. I wtedy przypomniałam sobie wiersz, który dawno, dawno temu napisał dla mnie mój Tata. Mama chorowała wtedy na raka, leczyła się daleko od nas. Byliśmy sami, zdani na siebie. Moje 7-letnie serce zdominowała przejmująca tęsknota za Nią. Jego- zapewne paraliżujący strach. Nagle musiał być Mamą i Tatą. Przybiegłam do Niego z pamiętnikiem prosząc, żeby mi się wpisał (ręka do góry, kto też takie wpisy zbierał z wypiekami na twarzy?). Pamiętam, że długo siedział przy biurku, pochylony nad pamiętnikiem, skupiony, nawet niezdarnie namalował coś kredkami. A potem przeczytałam słowa, których głęboki sens rozumiem najlepiej dziś, gdy sama jestem Matką:
Jak deszcz, co rosi kwiatki w potrzebie
Tak moje życie przecieka w... Ciebie
Jak kwiatek z ziarna pędy puszczając
Rośniesz i kwitniesz mnie... wysuszając
A jednak mnie to zachwyca!
Czemu? To... Tajemnica...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz