Mnisi tybetańscy mają swoją medytacyjną sylabę OM, a ja mam swoją - nieco dłuższą, ale równie skuteczną.
Przytaczam w całości:
Pewnego dnia w krainie Teletubisiów Teletubisie bawiły się w przeciwieństwa.
Tinky-Winki wszedł na górę.
Na górze!
A potem zszedł na dół.
Na dole!
Dipsy tańczył przed drzewem.
Przed drzewem!
A potem tańczył za drzewem.
Za drzewem!
Laa-Laa wysoko odbijała piłkę.
Wysoko!
A potem odbiła nisko.
Nisko!
Po wjechała do kałuży.
Do kałuży!
A potem wyjechała z kałuży.
Z kałuży!
Teletubisie były mokre. Szybko pobiegły tam.
Tam!
I tu.
Tu!
Teraz są suche.
Tu! Suche!
Ledwie dojeżdżamy do ostatniego zdania, a Bzylkowe lub Roszkowe łapki odwracają książeczkę na pierwszą stronę i Wio Mamuśka! Patataj!..
Po siedem, osiem razy z rzędu.
Kilka razy dziennie.
Codziennie.
A może by tak znów palić książki na stosie? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz