Jeśli nasze dnie przywłaszczył sobie Bazyli, to noce zdecydowanie należą do Roszka! Może to jest jakiś sposób, by poprzytulać się w spokoju do mamy, mieć rodziców tylko dla siebie, choć pochrapujących, ale jednak...
Nie śpi nam chłopak, wierci się, okupuje nasze łoże małżeńskie i ani myśli wracać do siebie. Podejrzewam, że znowu Roszkowi odrosły podcięte dawno temu migdały, bo zaczyna się podduszać przez sen, coś zatyka mu gardło i z trudem zaczerpuje powietrze. Dziś całą noc przekładałam go z boku na bok, układałam na poduszce głowę, nawet próbowałam spać na siedząco, żeby Roś był bardziej w pionie, bo wtedy zdecydowanie lepiej mu się oddycha. Taka to była nocka. O 5.30 wstał zasikany Baz i krzykiem wszystkich obudził.
Przedziwnie plecie się nasza codzienność. Umęczeni Bazylem, jego wiecznymi chimerami i natręctwami, nocami przenosimy się z deszczu pod rynnę, by oddać Roszkowi to, co jego, co mu się należy, a odebrał mu to brat dyktator.
Takie nasze jing i jang.
Jesteście silnymi ludźmi. Podziwiam Was :*
OdpowiedzUsuń