Strony

piątek, 4 stycznia 2019

Nadzieja


Nie po drodze mi z nią. Jestem człek małej wiary, co nie potrafi paść na kolana i modlić się o cud. Zdecydowanie bardziej wolę się o ten cud postarać...


Tuż przed świętami odwiedziliśmy dalekie Piaseczno, a w nim Panią Doktor, do której wybieraliśmy się juz od roku. Żmudna to była procedura: najpierw wypełnianie kilkunastostronicowych ankiet o chłopcach, z wszelkimi szczegółami typu: wszystkie (!) leki jakie brali kiedykolwiek lub: czy w domu jest boazeria, czy mieszkamy w przemysłowej dzielnicy, ile razy byli w szpitalu i dlaczego itd. Siedziałam nad tymi ankietami dobry miesiąc - spisywałam wszystko z wypisów szpitalnych, z dokumentacji, z własnych notatek i z otchłani pamięci. Na tej podstawie Pani Doktor zleciła nam masę badań do wykonania - perypetie z tym związane opisywałam TUTAJ.

Nie było lekko, endorfinkowe wydzieliny leciały do Stanów, do Niemiec, do innych polskich miast. Nie wszystko się udało i część badań musieliśmy powtórzyć. Po jakimś czasie zaczęły spływać do nas wyniki - dziwne, niezrozumiałe wykresy, hieroglify, istny szyfr medyczny. Wszystko to zajęło nam długie miesiące aż wreszcie zasiedliśmy przed obliczem Pani Doktor, tuż przed Wigilią, umęczeni nocną podróżą. I wiemy już więcej.

Tropy są różne. Najprawdopodobniej chłopców męczy jakieś choróbsko, być może odzwięrzęce. U obu wyszły stany zapalne. U Roszka będziemy szukać w kierunku boreliozy, a u Baza w kierunku toksoplazmozy. Obaj są też zatruci metalami ciężkimi :( Jednak to Roszek ogólnie ma organizm w lepszej formie (to ciekawostka, bo sam zespół Downa to juz mnóstwo zaburzeń). U Bazylka nadal bardzo nieciekawie dzieje się w jelitach. I kolejna nowość - ma zaburzoną odpoorność, jego organizm nie walczy z intruzami. Mamy nawet podejrzenie zapalenia mózgu.

To tyle w skrócie.

Wyszliśmy z długaśną listą suplementów i leków, ale też kolejnych badań do wykonania. Na końcu listy była nadzieja... Mała, zamknięta na klucz w skrzyneczce beznadziei. Ale jednak - nadzieja. Że może wreszcie ktoś pomoże wypędzi z Bazylka demony, przywróci go dla świata i dla niego samego?... Że może Roszek dostanie turbodoładowania i zacznie gonić chociaż inne dzieci z zespołem Downa w jego wieku, bo na razie upodobał sobie wiek niemowlęcy i ani myśli ruszyć dalej. Może wreszcie w naszym domu będzie więcej muzyki i śpiewu niż wrzasku i łez?

Boje się mieć nadzieję. Już tyle razy ją traciłam. Tyle razy sama rezygnowałam z walki o moje dzieci, nie mając sił na wypełnianie wyśrubowanych zaleceń, podawanie paskudnych w smaku suplementów... Tego boję się najbardziej - że zawiodę JA. Ale jeszcze ten jeden raz chcemy spróbować podnieść miecz i zawalczyć. Spróbować choć trochę pomóc Endorfinkom...

Kochani, nie zdecydowalibyśmy się na to leczenie, gdyby nie bal Pani Poseł Ewy Drozd na rzecz chłopców i Wasze ogromne wsparcie w postaci 1% podatku. Nie było by nas na nie stać. Nigdy.
Na tę chwilę juz wydaliśmy jakieś 20 tysięcy na badania i wizyty. A to dopiero początek :( Bez Was to się po prostu nie uda. Naszą zmorą jest to, że wszystkie koszta musimy mnożyć razy dwa, bo Endorfinki są dwie. A jak tu wybrać, która Endorfinka aktualnie bardziej potrzebuje wsparcia? Nie potrafiłabym... Więc wszystko kosztuje nas razy dwa, ale też daje podwójną nadzieję - nie zadziała u jednego, to może chociaż u drugiego?...

Trzymajcie kochani kciuki. Nawet, jeśli nie wierzycie w takie metody leczenia moich dzieci. Uszanujcie naszą drogę. To, że próbujemy. Dzięki Waszej pomocy dostaliśmy na to szansę :)

Pokornie proszę, bądźcie z nami raz jeszcze w tym roku, gdy pochylicie się nad PITem. Będziemy dozgonnie wdzięczni!





1 komentarz:

  1. Kochana Pani Madziu, mieć nadzieję to nie znaczy bezczynnie czekać. Nadzieja powinna iść razem z działaniem- po to w końcu Dobry Bóg dał nam rozum i serce. Podziwiam Was Rodziców, uwielbiam Endorfinami i jak co roku pamiętam o malutkiej rubryce w urzędowym druczku. Wierzę, w Wasz sukces i mocno kibicuję :)

    OdpowiedzUsuń