Strony

poniedziałek, 12 listopada 2018

Niepodległa

Gdy myślę o Polsce, częściej zamiast dumy czuję wzruszenie. Tak wolę. Od dumy niebezpiecznie blisko już do pychy i buty. Wzruszenie nie prowadzi ludzi do agresji i nieuzasadnionego poczucia wyższości wobec innych. Wolę więc wzruszać się na myśl o Polsce. O tym, ile przeszła i ile ciągle przechodzi. Jak się zmienia, jak rozkwita, jak próbuje się odnaleźć w wielkim świecie pośród wielu gigantów i wielu maluczkich. Nie manifestuję tej miłości do ojczyzny, nie rozdzieram szat, nie noszę koszulek z orzełkiem i nie jeżdżę na marsze i defilady, a od naszego narodowego hymnu zawsze bardziej podobała mi się smutna i bardziej subtelna Rota. Ale zawsze, gdy przychodzą kolejne wybory i nie wiem zupełnie na kogo głosować, przypominam sobie, że kiedyś tysiące ludzi ginęło, bym miała teraz prawo głosu. I jadę, i skreślam krzyżyki przy nazwiskach. Doceniam to, że mam prawo głosu. Bo ta nasza bezpieczna i niepodległa Polska nie była przecież kiedyś taka oczywista.

Jak mówić Endorfinkom o Polsce? Jak wytłumaczyć słowo ojczyzna, kiedy nawet ze słowem miłość mamy kłopot? Jak wzbudzić w nich świadomość granic i państw, gdy własna wieś zdaje się abstrakcją? Jak wodzić palcem po mapie gdy palec woli listek i trawę i kamień przed domem? Jak uczyć hymnu i symboli, gdy w głowach Teletubisie i wieczna beztroska?

Myślę, że gdzieś na najgłębszym, metafizycznym poziomie moje dzieci są patriotami. Bo kochają życie i kochają żyć właśnie tu, gdzie są. Ich proste, wolne od trosk umysły są szczęśliwe tu i teraz i nie rozglądają się nerwowo, czy gdzieś nie żyje się aby lepiej i prościej.

Bazyli uczył się w szkole wiersza Kto Ty jesteś? Polak mały. Pokazywał na kartce kolejne wersy w wersji obrazkowej a pani odczytywała je za niego. Roszek nauczył się słowa flaga. Zadarł głowę do góry i podumał chwilę nad barwami biało-czerwonymi.

Tak sobie świętowaliśmy po swojemu.


1 komentarz: