Nie zrezygnowaliśmy od razu. Zdarzyła nam się próba desperacka - kilka dni w górach, we wrześniu, z dziewięciomiesięcznym Bazylim i dwuletnim Roszkiem. Ciężkie to były wyprawy - chłopcy wysypiali się w nosidłach ukołysani na szlaku, na szczycie pobudka, karmienie, przewijanie, i znowu drzemka w drodze powrotnej. I kiedy po dojściu do bazy my padaliśmy z nóg, chłopcy byli wypoczęci, wyspani i gotowi do harców. Na długi czas porzuciliśmy góry. Jednak dusze tęskniły za kojącym, hipnotyzującym widokiem pofałdowanej grzywy lasów, którą, patrząc ze szczytu, aż chce się pogłaskać ręką.
Tęskniłam, myślałam, szukałam i.... wykombinowałam!
We wczorajsze, rospieszczająco słoneczne popołudnie zapakowaliśmy Endorfinki do auta i wyruszyliśmy..
Kierunek - Świeradów Zdrój!
Ależ to była przygoda!
Tego czasem właśnie potrzeba... Miło Was zobaczyć.. Roszek przytulony do szybki w wagoniku CUDNY! Na pewno i Endorfinki odczuły majestat gór gdzieś tam głęboko w serduszkach... :)
OdpowiedzUsuń