Strony

poniedziałek, 30 października 2017

Nie umieraj

Pewnie zauważyliście, że coraz rzadziej piszę... Trend ten nasilił się latem. Dlaczego?
Ano bezczelnie oddaję każdą swoją wolną chwilę temu, co kocham najbardziej (oprócz rodziny) czyli muzyce. Całe lato wieczorami, gdy Endorfinki słodko chrapały, nagrywaliśmy, kręciliśmy, biegaliśmy po lesie... Zaprosiliśmy do współpracy kilka osób: Izuniu, Witusiu, Grzesiu, Mamsiu, Misiu, Tomku, Martyn - dziękujemy!!!

A oto efekt!

Najlepiej słuchać w słuchawkach lub na dobrych głośnikach.





sobota, 21 października 2017

Dość dobrze

Roszek i jego niedbalstwo językowe (nie chce mu się wyraźnie mówić):
- Dzień dobry Roszku!
- Dość dobry!
Wszystkim tak odpowiada, z uśmiechem rozbrajającym każda bombę złego humoru.


I takie są nasze dni obecnie - dość dobre. Oprócz chwilowych załamań nerwowych Bazyliszka i jego napadów wilczego głodu radzimy sobie z codziennością całkiem znośnie.

Dość dobrze.

Tylko w mojej głowie czają się stare potwory i gdy tylko spuszczę je na chwilę z uwięzi, szepczą mi  do ucha nienawistne teksty, że wszystko robię źle, że znowu zawaliłam, że nie dość się staram, że wszystko moja wina... 

Wymierzam im siarczysty policzek.
Milczeć! - rozkazuję tonem nieznoszącym sprzeciwu.

I na chwilę milkną :)

poniedziałek, 16 października 2017

Na wysokości

Oboje z P. uwielbiamy góry. Będąc jeszcze w liceum, dzięki wspaniałej Pani Alicji Szymańskiej schodziłam całe polskie góry wzdłuż i wszerz. Kto zasmakował powolnej, mozolnej wspinaczki, a potem spokojnego wpatrywania się w bezkresną dal na szczycie, ten wie, jakie to uzależniające. Jako para również wybieraliśmy górskie wędrówki zamiast leżenia na plaży. W skromną podróż poślubną pojechaliśmy do Zawoi - wsi, w której zakochałam się wiele lat wcześniej - i wspięliśmy się na Babią Górę. A potem pojawiły się Endorfinki...
Nie zrezygnowaliśmy od razu. Zdarzyła nam się próba desperacka - kilka dni w górach, we wrześniu, z dziewięciomiesięcznym Bazylim i dwuletnim Roszkiem. Ciężkie to były wyprawy - chłopcy wysypiali się w nosidłach ukołysani na szlaku, na szczycie pobudka, karmienie, przewijanie, i znowu drzemka w drodze powrotnej. I kiedy po dojściu do bazy my padaliśmy z nóg, chłopcy byli wypoczęci, wyspani i gotowi do harców. Na długi czas porzuciliśmy góry. Jednak dusze tęskniły za kojącym, hipnotyzującym widokiem pofałdowanej grzywy lasów, którą, patrząc ze szczytu, aż chce się pogłaskać ręką.

Tęskniłam, myślałam, szukałam i.... wykombinowałam!

We wczorajsze, rospieszczająco słoneczne popołudnie zapakowaliśmy Endorfinki do auta i wyruszyliśmy..

Kierunek - Świeradów Zdrój!
Ależ to była przygoda!