Strony

niedziela, 12 stycznia 2014

Wielka Orkiestra Bezcennej Pomocy

Kochani, choć staram się być z dala od szumu medialnego i jakiejkolwiek propagandy, to dziś muszę to napisać, po prostu MUSZĘ, bo nie zasnę.

Nie wiem, czy tacy jeszcze są, ale jeśli tak, to do nich będą moje słowa. Do sceptycznych. Do wątpiących. Do węszących jakiś podstęp.

Dziś ruszył 22 finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Można nie lubić słowotoku i sposobu bycia Jurka Owsiaka. Można nie lubić całej tej jaskrawości i pozytywnego zakręcenia. Można się żachnąć, że to Państwo powinno zapewnić nam opiekę zdrowotną na właściwym poziomie, a nie my sami. Można znaleźć dziurę w całym. Zawsze.

Wraz z przyjściem na świat Roszka cała okrutna rzeczywistość szpitalna wtargnęła w nasze życie. I raczej nas nie opuści. I, na jakimkolwiek oddziale byśmy nie leżeli, zawsze przynajmniej około 1/3 sprzętów miało na sobie WOŚPowe serduszko.

To dzięki WOŚPowej akcji moim dzieciom zaraz po urodzeniu zbadano słuch.

To dzięki WOŚPowym pulsoksymetrom na każdym oddziale pediatrycznym w Polsce możemy zmierzyć Roszkowi saturację.

I wreszcie to WOŚPowe sprzęty ratowały Roszka życie na Oddziale Intensywnej Terapii Medycznej.

WOŚPowe sprzęty są wszędzie. A dzieci takich jak Roszek - tysiące.

Czuję się zobowiązana o tym pisać, i o tym mówić.

Bo nie każdy (na szczęście) miał tę wątpliwą przyjemność znaleźć się z dzieckiem w szpitalu. I przekonać się o imponującej skale tego bezcennego zjawiska jakim jest WOŚP. Bez gadaniny, bez fajerwerków, bez "siemy" - w towarzystwie jedynie cicho pikających szpitalnych monitorów.

A kto nie wie - przypominam - WOŚP powstał, by wspierać raczkującą wówczas polską kardiochirurgię dziecięcą. Żebyśmy mogli w tej dziedzinie dogonić zachód, a nie wysyłać dzieci na leczenie operacyjne do Holandii czy USA. I udało się! A Roszek jest tego żywym i uśmiechniętym dowodem!

Niech gra do końca. I o jeden dzień dłużej,

1 komentarz: