Strony

sobota, 18 maja 2019

Słowo na R



Nic mnie tak w życiu nie zmusiło do refleksji jak rodzicielstwo. Trudne rodzicielstwo.
Po internetach krąży mądry tekst, że "miarą rodzicielstwa nie jest to, jak sobie radzisz z dzieckiem, ale jak sobie radzisz ze sobą....". I to jest święta prawda. 
Odkąd los obdarzył mnie Endorfinkami (piszę w swoim imieniu, ale jestem prawie pewna, że P. też przechodzi podobną drogę emocjonalną, tylko mniej intensywnie) muszę nieustanie mierzyć się ze sobą. W mojej głowie siedzi krytyk, który lustruje każde moje poczynanie i głośno wyraża swoje niezadowolenie. Czasami ma rację, ale bardzo często jest zbyt okrutny. 

Juz o tym wiem. 
Długo nie wiedziałam.

To taka ironia losu, że świat osób z autyzmem powinien być uporządkowany i przewidywalny. Wtedy czują się bezpiecznie, wtedy dobrze funkcjonują. Ja niestety mam usposobienie bardzo chaotyczne - jestem niekonsekwentna, leniwa, zmieniam zdanie i plany jak rękawiczki, brak mi samodyscypliny i samozaparcia. Jestem za to bardzo emocjonalna - jeśli się cieszę, to wszyscy wkoło o tym wiedzą. Jeśli się smucę, to lecę w czarną dziurę bez dna. Na łeb, na szyję. A potem lądowanie boli.

Skąd ta spowiedź i samobiczowanie, spytacie? To nie tak, że postrzegam siebie samą w złych barwach i samych minusach. O nie. Wiem, że mam wiele bardzo fajnych cech i bardzo siebie za to lubię. Naprawdę. Pech w tym, że akurat przy Endorfinkach są to cechy mniej porządane. A może inaczej - też są ważne, ale trudniej wprowadzić je w życie. 

Jestem bardzo twórcza. W marzeniach miałam być taką mamą - trochę szaloną, która z radością tapla się z dziećmi w farbach,  wymyśla z nimi niestworzone historie, bawi się z nimi w Fantazjanie, organizuje leśne podchody i, co najważniejsze, pokazuje piękno świata. Marzyłam, że będziemy razem muzykować, pisać wiersze, chodzić na koncerty, ratować zwierzątka, troszczyć się o przyrodę, celebrować jej piękno i mądrość. Że będziemy czytać mądre książki, oglądać wspaniałe filmy dla dzieci (i nie tylko), rozmawiać o tym, dyskutować, zwiedzać, poznawać, smakować. Tymczasem wszystkie te furtki zatrzaskują mi się przed nosem, jedna po drugiej. Nawet jeśli Endorfinki gdzieś tam w głębi mogą tego wszystkiego doświadczać, to w innym języku, na innej, obcej mi trajektorii. Wszystko to, co było moją mocną stroną, akurat w przypadku autyzmu jest niekoniecznie zaletą. Za dużo gadam, za głośno, za dużo robię bałaganu, nie mówię wprost tylko przenośniami, za miękka jestem i za łagodna. Ten blog jest tego świetnym przykładem - to zlepek moich emocjonalnych erupcji, powidoków codzienności. To też jest potrzebne w życiu, ale nie znajdziecie tu fachowo uporządkowanej wiedzy i porad co i jak i gdzie.

Czego trzeba Endorfinkom? Według terapeutów - planów dnia, zabawy na czas (przy użyciu timera), przestrzegania reguł, żelaznej konsekwencji, mniej gadania a więcej działania. Brzmi okrutnie, ale terapeuci mają rację. Taki jest autyzm, przynajmniej w wydaniu moich dzieci - im to realnie ułatwia życie. Wiem o tym od dawna i biczuję się nieustannie. Codziennie odwalam w głowie ten rytuał samookaleczania, aż krew tryska z duszy: gdybym była inną mamą... Kochała porządek i zasady... Była jak skała - twarda, pewna i niewzruszona - dałabym moim dzieciom porządne podparcie. Mogłyby odbić się wtedy od stabilnego gruntu i pofrunąć w życie. Miałyby z czego wystartować. Być jak skała - opoką, fundamentem. Zamiast tego jest wieczny chaos i rozedrganie. Twórcze podejście jest bezcenne, ale bez solidnego pragmatyzmu u podstaw bardziej szkodzi niż pomaga. Tak jest. Po prostu.

Zamęczam więc siebie pytaniami - jak to ma być? Jak się wpisać w ciasne ramy, gdy dusza puchnie, a ciało tym bardziej? Ale czy mogę tego nie zrobić? Czas leci, a Endorfinki są w szczerym polu. To mój rodzicielski obowiązek - nauczyć ich życia, tego najprostszego. Ja bym chciała z nimi śpiewać i przeżywać przygody, gdy nie potrafią się nawet sami ubrać. Tak się siłuję sama ze sobą i tracę na to mnóstwo energii, którą mogłabym spożytkować inaczej. I pojawia się światełko, choć na razie dla mnie nieuchwytne. 

Ale wiem, że jest.
Magiczne słowo na R.

RÓWNO-WAGA.

Gadać, śpiewać, wygłupiać się ale też pilnować pewnych podstawowych zasad, nie przytłaczać sobą.
Tulić, kochać, całować ale też wymagać i nie ulegać.
Pozwalać sobie na pasje i odskocznie ale nie zatracać się w nich.
Mądrze gospodarować czasem, szanować każdą jego minutę.
Słuchać dobrych rad, czytać, konsultować ale przesiewać to wszystko przez swoje serce.

Równowaga. We wszystkim.

Taki banał.
Boże, jaki trudny dla mnie!!!








4 komentarze:

  1. Bardzo blisko mi we wszystkim co napisałaś. I wiem jak trudno walczyć ze swoim temperamentem, wbrew sobie. Długo mi zajęło pogodzenie się że muszę rezygnować z siebie z poczucia odpowiedzialności. Takie artystyczne dusze niełatwo wtłoczyć w codzienny kierat.Trzymaj się cieplutko. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne napisane Madziu! uwielbiam Twojego bloga, jesteś dla mnie inspiracją w tym moim niełatwym życiu. Dużo się od Ciebie nauczyłam i będę czytac bloga do śmierci:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja podczytuję Waszego bloga i uważam, ze jesteś najwspanialszą MAMĄ na świecie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś piękną matką...mam50 lat troje zdrowych dzieci..ale nigdy nie byłam tak pieknie ukierunkowana jak Ty na endorfinki..zazdroszczę Ci..tej pięknej pogody choć wiem jak trudnej..jak trudno mi pogodzić się z różnymi ograniczeniami moich dzieci..choć zdrowych..bez ograniczeń..jeszcze raz powiem Ci..jesteś piękną MATKĄ..NAJPIĘKNIEJSZĄ JAKĄ ZNAM

    OdpowiedzUsuń