Gdy wszyscy normalni ludzie cieszą się z nadejściem lata, ja nerwowo obgryzam paznokcie i szykuję się do bitwy....
Do bitwy o... Roszka.
Roszek latem odpływa. Najchętniej zamieszkałby w ogrodzie i nie wracał do domu nawet na noc. Magiczne słowo obiadek też nie jest w stanie przekonać go do wejścia do domu. Latem Roszek zamienia się w Leśnego Dziada i kontempluje przyrodę całym sobą. Tzn. kręci sznurkiem lub patyczkiem, od czasu do czasu go gryząc, i to jest cała jego letnia aktywność. Oczywiście skutkuje to rok rocznie regresem - wszystko to, co udaje się wypracować zimą: mowa, komunikacja, spontaniczna zabawa - wszystko to latem idzie w las (dosłownie i w przenośni).
Bazyli również nie odstaje od brata jeśli chodzi o całkowite poświęcenie się machaniem sznurka, ale jednak częściej korzysta z atrakcji, jakie mamy na podwórku. Bardzo rzadko udaje mi się zachęcić Rosia by poukładał ze mną coś na kocyku lub pobujał się ze mną na hamaku.
Latem miewam depresje.
Latem osuwam się w nicość wraz z regresami moich dzieci.
Ale nie mam zamiaru z tym walczyć.
Taki jest cykl funkcjonowania moich dzieci. Próbuję to przyjąć ze spokojem i z radością nudzić się wraz z Endorfinkami.
Zapraszam do naszego ogródka, w którym nie ma ani jednej grządki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz