Strony

czwartek, 13 lipca 2017

Cud dieta

Nie sądziłam, że taki dzień nastąpi... Że moje wybredne, wybiórcze pokarmowo dziecko będzie wcinało potrawy o różnych kolorach i konsystencjach i nawet mu powieka nie drgnie.
I gdy ktoś mnie pyta, czy warto było (i jest nadal) pilnować diety, "odbierać" dziecku jego ulubione przysmaki, męczyć je i całą rodzinę wykluczaniem kolejnych produktów z jadłospisu, to odpowiem - WARTO BYŁO.

Nie wiem, czy dieta bez glutenu i bez nabiału pomaga moim dzieciom w funkcjonowaniu, czy ma istotny wpływ na zaburzenia zachowania.

Wiem, że życie bez cukru jest o niebo zdrowsze niż to z nim.

Wiem, że jest szansa, że moje dzieci zachowają zdrową sylwetkę i nie pójdą w moje ślady zapaśnika sumo uzależnionego od czekolady.

Wiem, że od kiedy odstawiłam nabiał, a przede wszystkim serki homogenizowane, jogurciki i przeróżne Monte, Endorfinki przestały poważnie chorować i nie pamiętają już, co to antybiotyk.

Wiem, że gdybym ponad dwa lata temu nie odebrała Bzylkowi bułek, ziemniaków i makaronu, to do dziś jadły to samo.

Zauważyłam pewną regułę - odbieram to, czym się zapycha nieustannie i po jakimś czasie otwiera się na nowe smaki. Po wykluczeniu glutenu - zaczął jeść niektóre kasze i ryż. Po wykluczeniu bezglutenowych mąk (pieczywo bzg i makarony bzg) zaczął jeść zupy. Po wykluczeniu skrobi (ziemniaki, kasze, ryż) zaczął jeść mięso i jajecznicę. Po wykluczeniu wafli ryżowych i chrupek kukurydzianych zaczął podjadać surową marchewkę.

Oczywiście, słodkie kusi, nęci, i czasem pozwalam zjeść dzieciom to, czego im nie wolno (np. trochę glutenu lub nabiału, ale nigdy nie jest to cukier). Niedawno Bzyl dorwał się do słoiczka dżemu bez cukru i, gdy nikt nie widział, zrobił z nim porządek...





Miesiąc temu, w wieku sześciu ponad lat, Bazyli nagle pokochał truskawki. Czerwone i śliskie - dawniej nie do pomyślenia. Potem nektarynki, brzoskwinie, morele, arbuza. Kilka dni temu rozochocony logicznym rozumowaniem, że czerwone i okrągłe równa się słodki owoc, skusił się na.... surowego pomidora!

Ale apogeum spożywczej rozpusty nastąpiło wczoraj, gdy Bzyl chwycił do ręki coś, co kolor ma najbardziej niezjadliwy i nie-do-przełknięcia. Coś zimnego, mokrego, twardego i słonego.



Chwycił, ugryzł, pogryzł i zjadł. A potem sięgnął po jeszcze.... Matka zatarła ręce z radości, bo trzy dni wcześniej przygotowała cały wielki trzylitrowy słój ogórków małosolnych.

Dieta cud!


2 komentarze:

  1. Gratuluje wytrwalosci:):):) To nie tylko dieta cud, to przede wszystkim silna, pewna mama, która nie boi sie wyzwan!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje! Podziwiam Cię matko wytrwała i cieszę się Waszym szczęściem. Smacznego chłopaki. Wielu nowych smakowych doznań życzę. Danka

    OdpowiedzUsuń