Tytuł ostatniego wpisu na blogu był chyba jakąś złą przepowiednią... Bo pobudki mamy teraz nagminne, o różnych porach nocy.. Roszek nie spał dwie noce z rzędu. Tzn. zasypiał o 20, budził się o 23 i .. już nie spał do rana, choć bardzo chciał. I domyślamy się, co jest przyczyną. To Dziad Refluks, podstępny wróg, który przyczaił się w Roszkowym brzuszku i tak nam psuje noce. Roszek budzi się, siada, i zaczyna się: mlaskanie, wiercenie, słyszalne gazy w brzuszku... Siedzi tak biedaczek, kręci się i... nie marudzi nic a nic. I ta jego dzielność, to niemarudzenie, uśpiły naszą czujność. Czytam o refluksie i włosy mi dęba stają - jak to boli, jak przeszkadza, męki okrutne! A już drugi miesiąc Roszek przyjmuje leki przepisane przez gastrologa.
Dojrzewam pomału do zrobieniu mu specjalistycznych badań, co wiąże się z pobytem w szpitalu i serią niemiłych lub bardzo niemiłych przeżyć. A na końcu tej drogi czeka nas, być może, zabieg laparoskopowy w narkozie. Ale wiem, że musimy się dowiedzieć, co tak Roszkowi przeszkadza, żeby wiedzieć, z kim i jak walczyć.
Humor popsuł mi się diametralnie - znowu nowy wróg, nowa bitwa - czytanie, szukanie, sprawdzanie. Znów muszę węszyć, badać terytorium wroga, a - uwierzcie - bardzo już jestem zmęczona tą cyklicznością - co kilka miesięcy nowa "rewelacja", nowy stwór do pokonania, nowe monstrum. i, jak zwykle, mogę liczyć na mojego niezawodnego, najlepszego od lat Przyjaciela - Poczucie Winy. Za duże porcje mu dajesz, kardiolog cię ostrzegała, jak Roś był malutki, za późno dajesz mu kolację, nie nauczyłaś go dobrze pić z kubeczka i się teraz zapowietrza, za dużo smażonego, nie podawałaś leków regularnie, nie domyśliłaś się, o co chodzi, zaniechałaś, przegapiłaś, zapomniałaś, zaniedbałaś, zawaliłaś - syczy mi do ucha ten mój druh matczynej niedoli. Alem ja już wytrenowana w bojach, zaprawiona na ringu - dobrze wiem, że obwinianie się daje tylko jeden efekt: zatruwa, wyssysa resztki sił, niszczy dzień po dniu, myśl po myśli. Więc ignoruję Dziada. Głucha jestem na jego syki. No, dobra - STARAM SIĘ.
I zastanawiam się, ile te nasze dzieci jeszcze znieść muszą, ile jeszcze potyczek nas czeka, ile krwawych jatek?
A w tym wszystkim Roś:
uśmiechnięty jak zawsze,
pogodny jak zawsze,
niewyspany jak zawsze.
Niezmiennie, wbrew logice i oczekiwaniom, wbrew diagnozom i schorzeniom, wbrew prawidłom wszechświata - SZCZĘŚLIWY.
Kosmita.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz