Nigdy nie byłam matką idealną. Takie przecież nie istnieją. Zawsze w mojej głowie wyświetlała się długa lista skarg i zażaleń na samą siebie. Zawsze miałam do siebie pretensje. O wszystko.
Od siedmiu lat jestem mamą niepełnosprawnego dziecka. Od ponad dwóch - żyjemy ze świadomością kolejnej diagnozy - tym razem młodszego synka. Przeszłam wiele ścieżek, zakrętów, rozpadlin i skalistych szczytów. Poznałam wiele smaków życia - od cierpkiej goryczy po mdlącą słodycz. Popełniłam wiele błędów, zaniedbań, wiele przeoczyłam.
I wiecie co?
Po tych wszystkich kataklizmach w naszym życiu postanowiłam wreszcie SOBIE ZAUFAĆ. Nie na kredyt, nie z asekuracją, ale tak po prostu zawierzyć sobie samej. Być sobie sterem i okrętem i przestać wreszcie pytać wszystkich o radę. Bo w głębi serca każdy z nas wie, co powinien zrobić, na co się zgadzać a na co nie i jak żyć. Tylko przestaliśmy to słyszeć.
Moim największym problemem jest wątpienie we wszystko, a najbardziej w siebie. Podejmowanie decyzji to dla mnie największy koszmar. Ten brak decyzyjności bardzo utrudnia nam życie, szczególnie, gdy ma się pod opieką dwoje niepełnosprawnych dzieci i nie można założyć: jakoś to będzie. Ten ciężar odpowiedzialności mnie przerastał. Odpowiedzialności nie za same dzieci, bo do tego czułam powołanie od zawsze, ale za ich terapie, leczenie, zmaganie się z całym przyciężkim nadbagażem. Możliwość popełnienia błędu paraliżowała mnie, jakbym jedną złą decyzją miała przekreślić całą przyszłość Endorfinek.
Więc dryfowałam - od specjalisty do specjalisty, od placówki do placówki, od metody do metody. Nie czułam się kompetentna do tej trudnej miłości. Nieustannie potrzebowałam potwierdzenia z zewnątrz, że podejmuję słuszne decyzje.
Chłopcy to czuli, oporowali, żyli w ciągłym chaosie mojej niespokojnej, niepewnej duszy.
Chcę to zmienić. Porzucam MUSZĘ na korzyść CHCĘ.
Odpuszczam wiele, pozwalam sobie na pasję, na pośpiewanie czasem gdzieś, na przeczytanie książki, na nic nie robienie. Pozwalam sobie na błędy, bo ich nie uniknę, a dzięki nim staję się mądrzejsza. Pozwalam sobie na słabość i proszenie o pomoc. To nie czyni mnie złą matką. To czyni mnie matką prawdziwą.
W naszym domu nigdy nie będzie idealnego porządku, nie będzie pysznych, zdrowych dwudaniowych obiadów, nie będzie żelazka i porządku w szafie.
Nie i koniec.
Będą inne rzeczy. Nie mniej wspaniałe.
Szukam nowej drogi, nowego klucza do moich dzieci.
I tym razem posłucham tylko siebie.
Brawo!
OdpowiedzUsuńNo w koncu ❤
OdpowiedzUsuńTrafiła Pani sedno i to dotyczy również rodziców dzieci zdrowych. Bardzo mądre i głębokie słowa. Pozdrawiam Paulina
OdpowiedzUsuńwspaniały wpis....jeden z najwspanialszych i najmądrzejszych.Pozwoliłam sobie trzy urywki Twoich myśli zapisać, a co najważniejsze zapamiętać.
OdpowiedzUsuńW końcu to zrozumiałaś ;) Gratulacje!!!
OdpowiedzUsuń:* Właściwa droga, odpowiednia ścieżka, odpowiedzi szukaj w sobie, na wszystko potrzebny jest czas, do wszystkiego dojrzewamy we własnym tempie. Droga środka :*
OdpowiedzUsuń"Zaufać sobie bez głuchoty i ślepoty na uwagi/komentarze innych" to, Agrafko, klucz, który też mi się jakiś czas temu zgubił. Samobójstwo bliskiej osoby? Rozwód? Utrata kompasu w pracy? Nieuleczalna choroba innej bliskiej osoby? Przyjaciele podają kluczyki, strach zamyka oczy i uszy. Jednak nawet po psychicznym "odcięciu" kawałków ciała, uczuć, wyobraźni(czyli SWOBODNEJ PRZESTRZENI SIEBIE) wyższy system regulujący w nas szuka klucza...Nam się znalazł!!!
OdpowiedzUsuńŚwięta racja, trzeba słuchać siebie i swoich potrzeb. Ja tez błądzilam przez kilka lat aż stopniowo doszłam do wniosku ze tak dalej być nie może!
OdpowiedzUsuńCzęściowo odzyskalam siebie. Poszłam do pracy a młody do przedszkola terapeutycznego:)
Magdo, tą drogę już znalazłaś : )
OdpowiedzUsuńPo prostu idź nią i nie szukaj : )
Ja też nie jestem mamą idealną:( robię sobie wyrzuty sumienia gdy pije kawę przed laptopem a dziecku puszczam bajkę,że nie jestem kreatywna w wymyślaniu dla niego zabaw a potrzebuje tego :(
OdpowiedzUsuńChociaż jestem mamą zdrowego dziecka to mam wrażenie jakbym czytala o sobie. Ciągle wymagamy od siebie a nie robimy nic dla siebie
OdpowiedzUsuń