Gdy gościliśmy miłych gości, na porządku dziennym były ogniska. Całymi dniami Roszek odprawiał swoje gusła machając gałęziami przed swoim płaskim nosem. Jednak trzask palonych drewienek i słup dymu wzbijającego się majestatycznie w górę przyciągał go nieodpartą siłą. Roszek porzucił gałązkę, przydreptał do ogniska, usiadł na ławeczkę i, wpatrując się w płomienie, wychrypiał swoim gardłowym pomrukiem:
- Ogień..... Ogień..... Ogniu........ Drzewo!
Szaman! Szaman, jak nic! - orzekła Olga.
Kto jak kto, ale Olga pół świata zjeździła, z wielu misek strawę jadła i na szamanach się zna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz