Strony

czwartek, 4 czerwca 2015

Getto

Galopują w mojej głowie myśli, przewalają się fale emocji, pytania bez odpowiedzi tkają zgubną sieć.
Każdy pomysł na wpis inny, skrajnie różny od poprzedniego. Czy biadolić, że życie mnie gniecie i nie mogę sobie poukładać jakoś ostatnio tych puzzli? Czy chwalić Bzyla za dojrzałość i świetny kontakt? Czy ręce załamywać nad odpływającym w siną dal skupieniem Roszka? Czy zapełniać dziury i pęknięcia fugą fotoreportaży?

Czuję, jak rośnie niewidzialny mur między mną a światem.
Braknie sił, by jeszcze w normalności brać udział, gdy tu na co dzień kosmos i odległe galaktyki.

Może dziś więc nie swoim, a cudzym głosem gadać będę.
Pożeram książkę Agnieszki Szpili - matki niepełnosprawnych bliźniaczek. Tak to już jest, ze nawet książki czytam najczęściej te "z branży". Genialne słowa, myśli - jakby wyciągnięte z mojego serca, bo w wielu aspektach podobną drogą podążamy (dzieci!).

Najchętniej zacytowałabym pół książki.
Więc może po kawałku:

    ... I siadam często, gdy córeczki już śpią, przy kuchennym stole ze swoim ego, i z całą odpowiedzialnością i sympatią mówię mu, by się lepiej na moich oczach wzięło i powiesiło, lepiej przy mnie, bo przynajmniej zapewnię temu aktowi skuteczność, w odpowiednim momencie wykopując spod jego nóg taboret służący za podpórkę do skrupulatnego i niespiesznego założenia pętli na szyję. Czasem jestem pewna, że lepiej by było, gdyby to ego strzeliło wreszcie samobója, bo i mnie przecież bez niego będzie łatwiej. Nie będę cierpieć, wszak cierpienie leży nie w mojej, ale w jego naturze, bo wciąż mu wszystkiego za mało, wciąż się chce ono nażreć, nachapać tej wolności, którą dysponowało do woli przed narodzinami dziewczynek.
    Ja się też przecież po prostu boję, że to zaniedbane, zaszczute, zamknięte w piwnicy ego wydostanie się kiedyś jednak na powierzchnię i odegra się na mnie w sposób tak mściwy, że rozpieprzy to wszystko, co zbudowałam przez lata, żyjąc jak w klatce. A może jednak się mylę, może moja wolność zdobyta w totalnej niewoli, w życiowym Archipelagu Gułag, jest warta więcej niźli ta odgórnie nadana, przyznana arbitralnie przez... jak zwał, tak zwał, niech będzie: los.
    Sama nie wiem. Codziennie rano zakładam więc na ramię swoją opaskę z żółtą gwiazdą, odpowiadając na pytania zaczepiających mnie ludzi, że to gwiazdka z nieba, że taką mi dali wraz z krzyżykiem na drogę. A jak przechodzę z getta na stronę aryjską macierzyństwa, na którą składają się nie wizyty lekarskie, diagnozy w ośrodkach i konsultacje u specjalistów (to jest po stronie getta, za murem), lecz place zabaw, wyprawy do lasu i na lody w cukierniach, uśmiecham się do moich córek i do wszystkich napotkanych po drodze przechodniów i z podniesioną głową, dostojnie i dumnie, manifestuję radość z możliwości bycia zakotwiczoną i w raju, i w piekle, i w getcie, i na wolności, i na Parnasie, i w Hadesie, bo może życie polega właśnie na stałym podróżowaniu pomiędzy tymi dychotomiami, pomiędzy tymi odległymi światami. Awers i rewers. Noc i dzień. Narodziny i śmierć. Schizofreniczne, nieznośnie rozedrgane i wiecznie czegoś chcące życie.

/Agnieszka Szpila, Łebki od szpilki, Wyd. W.A.B., 2015, s.40/


Bardzo polecam!
 

3 komentarze:

  1. Mamo Endorfinek Ty rozwniez napisz ksiazke . Twoj jezyk pisany jest cudny. Wciaz go malo dla czytelnika gdy czyta . Laknie wiecej i wiecej bezwzgledu na tresc. :)

    Marta

    OdpowiedzUsuń
  2. To może wyjdziesz ze swojego zielonego podwórka i zawitasz po sąsiedzku na kawke i ciacho z chłopakami 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Już ją zamówiłam pani MAGDO i zagłosowałam

    OdpowiedzUsuń