Kilka boksów dalej leży mały Igorek. Całe swoje krótkie, 5-tygodniowe życie spędził w szpitalu. Jego serduszka nie da się naprawić. Igor umiera. Miał już kilka zapaści, kolejnej nie przeżyje. Ania, Igorkowa Mama, jest przy Nim. Z niewiarygodnym spokojem czeka na rozstanie. W niepojęty dla mnie sposób łączy w sobie rozpacz z pokorą, wielką miłość do wyczekanego Synka ze zgodą, by odfrunął. Szanuję ich ból, przyglądam się po cichu temu Misterium. I zamieram na samą myśl o ich cierpieniu. Roś większość dnia beztrosko przespał. Płuca zawalone - furczy jak stary traktor. Jak powiedziała dziś Pani Pielęgniarka: "U nas na intensywnej terapii kluczowym słowem jest CIERPLIWOŚĆ".
juz niedlugo bedziecie to wszystko wspominac jak zly sen, kazdego dnia o jeden dzien blizej.
OdpowiedzUsuńNa samym początku przyjęłam do wiadomości że dziecko umrze, nie pomagały respiratory rurki podawane na raz 4 rodzaje antybiotyków. Pani doktor powiedziała że JUŻ musimy ochrzcić Piotrusia. Stał się cud dostaliśmy dwa lata. Ale już nie potrafię się teraz z tym pogodzić...
OdpowiedzUsuńpodziwiam Cie, masz taka silna wole, ja nie potrafie patrzec na cierpienie innych a w szczegolnosci dzieci
OdpowiedzUsuńduzo zdrowia Roszkowi
Historia Igora tak bardzo przypomina Mi Naszą historię...Brak jakichkolwiek nadziei i mimo to nadzieja w sercu ogromna...
OdpowiedzUsuń