Nasze łóżko co noc staje się czteroosobową szalupą ratunkową. Od naszego powrotu z Gdańska każdej nocy wyławiamy wrzeszczących rozbitków z dryfujących łóżeczek wśród oceanu ciemności i lęków. Wiek rozbitków - 2 i 4 lata.
Odliczam dni do widzenia z Panią Profesor. Codziennie przegaduję sama ze sobą całą wizytę, omawiam najważniejsze kwestie, punkt po punkcie. I nie wiem, czy więcej we mnie nadziei na pozytywny obrót spraw (czyt. sprawne działanie w kierunku szybkiej operacji w Łodzi), czy przeczucia, że wrócimy raczej na tarczy. Bo nawet ewentualne obietnice szybkich terminów nie załatwiają sprawy. Zawsze można nas odwołać dzień przed. Albo można załapać wirusa i nie zostać dopuszczonym do zabiegu. Albo po tygodniu spędzonym na oddziale zostać odesłanym z niczym, bo siamto, owamto, sramto. Albo..
Nasze albo skurczyło się niemiłosiernie do małych rozmiarów paradoksalnie wielkiego dylematu. I nieustannie się kurczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz