Podobno nieszczęścia chodzą parami. Do chorego Roszka dołączył dziś Bzylek. Roszkowe zapalenie płuc zostało zdegradowane do zapalenia oskrzeli, natomiast Bzylowe schorzenie objawiło się dziś temperaturą 39 stopni i aspiruje do miana zapalenia gardła. Więc oba Łobuzy "zapalone". Na szczęście humory dopisują.
Po dzisiejszej wizycie u lekarza doznaliśmy z P. olśnienia. Otóż żaden z chłopców nie krzyczał na sam widok przychodni, obaj grzecznie z nami czekali, zajmowali się sami sobą. Duża ulga, bo nie mieliśmy dziś sił na dzikie ryki rodem z rzeźni. Apogeum zdumienia nastąpiło w gabinecie lekarskim: nikt nie płakał! Ani Roszek, ani Bzylek, ani P., ani ja, nawet nasza Pani Doktor nie... Tego jeszcze nie było!
Więc dotarła dziś do nas piękna, oczywista prawda, w którą jednak każdy rodziciel przestaje wierzyć na pewnym kryzysowym etapie swojej przygody z wychowywaniem latorośli - otóż czas biegnie nieubłaganie i nasze łobuzy dorastają, dojrzewają jak owoce - z kwaśnych antonówek zamieniają się w, moje ulubione, słodkie cortlandy. Tak, może być tylko lepiej. I będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz