Dziś Roszek odkrył nową zabawę. Nazwałam ją roboczo Przerzucaniem Worków z Węglem. W roli worka - Roszek, w roli rzucacza - Pani Matka, czyli ja. A więc: do łóżeczka turystycznego, w którym nocami śpi Bazylek, wsypujemy miliard plastikowych kulek. Następnie Roszek zamienia się w worek, a ja mam za zadnie wrzucać go do kulek na tysiąc różnych sposobów, najlepiej w opozycji do grawitacji, czyli głową w dół. Mile widziane wszelkiego rodzaju urozmaicenia - salta w powietrzu, półobroty, fikołki i wyrzutki. Roszek wniebowzięty. Ja - troszkę mniej. Po dokonaniu 30 wrzutów 16-kilowym "workiem" mój kręgosłup błagał o litość, więc zaordynowałam koniec akcji. Następnie Bazyli i ja wysłuchaliśmy półgodzinnego lamentu w tonacji c-moll, i było po sprawie. Świat wrócił do równowagi. Są przecież Teletubisie, są chrupki kukurydziane, jest zabawkowy odkurzacz.. "Życie jest jednak znośne" - pomyślał Roszek, ocierając łzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz