niedziela, 10 maja 2020

Puzzle



Żyjemy. Zawieszeni w dziwnej przestrzeni, pomiędzy "wczoraj" a "jutro". Taki dziwny to stan. Służy mi kwarantanna, czas dla rodziny, choć czasem to bardzo wyczerpujący czas. Mam wielką potrzebę poruszenia w sobie wielu tematów, przemyślenia raz jeszcze, rozważenia na nowo i ugruntowania. Potrzebuję przestrzeni na myśli, bo od zawsze rozrastały się we mnie w dzikie ogrody, okraszone rojem brzęczących emocji, powodowały gąszcz nie do przejścia. Odsiewam, pielęgnuję, przesadzam. Przemyśliwuję. I dobrze mi z tym, choć czasem boli.
Endorfinki w tej kwarantannie są niesamowicie pogodzone - żadnych buntów, płaczu za szkołą, pytań. Po raz kolejny roszkowa mądrość wybrzmiewa w całej swej okazałości - jestem TU i TREAZ, nie analizuję, nie roztrząsam. Roszek jest po prostu szczęśliwy. Zawsze. W tej właśnie chwili siedzi na dworze przy misce pełnej wody i macha sobie w niej gumową rurką. I nawet tu, siedząc przy komputerze w domu, słyszę jego donośny śmiech. Zazdroszczę mu tej prostoty umysłu, bo od zawsze myślałam ZA DUŻO. A on, "tancerz ubogi, radosny i błogi..." (cytując piosenkę Wojtka Garwolińskiego, ulubionego gitarzysty P.).
Bazyli jest bardziej nerwowy, brak rytmu dnia jemu bardziej doskwiera, ale też nie mogę powiedzieć, że kwarantanna mu nie służy. Bywają w Baza wykonaniu dni spokojne, pogodne, pełne uśmiechu i radości. Bywają też te kosmate, gdy wszystko denerwuje, nikt nie rozumie i sensory szaleją. Na pewno nasila się Bazylkowi nadwrażliwość słuchowa i tego niestety nie zdążyliśmy zbadać przed wybuchem pandemii. Ale zrobimy to, jak tylko stanie się to możliwe. 
Baz ma swoje ścieżki, swoje języki tajemne, swoje talizmany. Obecnie bardzo lubi klamerki do prania i zaciska je sobie na brodzie. Taka stymulacja. Nosi je ze sobą. A potem nagle znajdujemy klamerkę w lodówce. Taki podpis niemego dziecka: Tu byłem. Rozczula nas to, choć czasem też denerwuje. Ulubiona zabawa Baza: moczenie ścierek w wodzie z kranu lub w misce na dworze, a potem oklepywanie mokrą szmatką czegokolwiek - mebli, ludzi, podłóg, dywanów, tudzież ziemi. A potem ssanie zabłoconej, czarnej od błota szmatki. Lekko denerwujące hobby. Dwa tygodnie żyliśmy bez pilota do telewizora, który znalazł się w szufladzie zwanej domową pasmanterią, przyciskami do dołu, upchnięty gdzieś głęboko. Nowa, grająca zabawka Roszka, którą juz kiedyś miał i która się popsuła, za którą tęsknił latami, wyszukana na aukcji w internecie, bo w sklepach nie do dostania, pomieszkała z nami... tydzień. I tajemniczo zapadła się pod ziemię. Takie wyzwania codzienności są u nas na porządku dziennym. Codzienny Escape Room. Drżę, że pewnego dnia zaginie myszka od komputera (droga i bardzo strategiczna) albo kluczyki od samochodu.
Roszek cały dzień najchętniej spędzałby na dworze i jak już raz wyjdzie, to ciężko zaciągnąć go z powrotem do domu. Bazyli - odwrotnie - na dwór nie chce wychodzić WCALE. Ubolewam nad tym bardzo. Może to przez alergię, która daje mu się we znaki (pomimo brania leków), może przez nadwrażliwość na dźwięk lub światło? Słuchawek wyciszających nie chce zakładać, tak samo jak okularów przeciwsłonecznych. Więc trzeba się rozdwoić, biegać ciagle pomiędzy Endorfinkami, bo Roszek zupełnie sam nie może być za długo, bo zdziczeje nam do reszty. A Baz pozostawiony w mieszkaniu bez opieki natychmiast włącza tryb destrukcji i mamy potem niespodzianki na każdym kroku. 
Takla ta nasza codzienność teraz jest. Jakby codziennie rano czekała na mnie kupka puzzli do poskładania. Codziennie obrazek na nich jest troche inny, inna łamigłówka, inny rebus. I składam, od rana, do wieczora. A gdy Endorfinki zasną wreszcie, oglądam dzieło dnia, analizuję, co znowu mi nie poszło, jaki fragment był najtrudniejszy i co mogęnxastepnym razem zrobić lepiej. A potem przychodzi kolejny dzień, kolejna kupka puzzli do poskładania. Ot, życie.

Ciekawe, kto nam te puzzle podkłada? :) 
A może my sami je sobie zadajemy?

1 komentarz :