poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Przygoda



Ostatnio całe dnie spędzamy na dworze. Tuż za płotem stoi wielgachna trampolina sąsiadów, a na niej często podskakuje kilkoro dzieci z okolicznych domów. Jest przy tym masa śmiechu i hałasu. Roszek nie zwraca na to kompletnie uwagi - jest samotnikiem ceniącym sobie ciszę i spokój. Ale Bazyli... siedzi przy ogrodzeniu i przypatruje się dzieciom. Czasem się z nimi śmieje. Serce mi wtedy pęka i rozdarta jestem jak sosna - czy próbować "wkręcić"go w tę skakaną imprezę, czy jednak nie narzucać jego towarzystwa innym dzieciom? Wchodzimy w ten trudny etap, w którym Bazyli zaczyna tęsknić za towarzystwem dzieci. Ale jak ma zbudować relacje, kiedy nie mówi, za to dziwnie popiskuje? Na szczęście w szkole jest wśród "swoich" i czasem broi z kolegą. Ale czy to mu wystarczy?

Tak się ostatnio głowiłam, co tu zrobić, by Bazyli miał okazję pobawić się wśród dzieci, nawet nie Z NIMI, ale chociaż wśród nich. I, jak zwykle, rozwiązanie przyszło samo. Ale zacznę od początku.
Mam taką dobrą znajomą, która nigdy o nas nie zapomina. Co roku zaprasza nas na urodziny swoich dzieci do parku rozrywki. Rok temu zakończyło się to spektakularną klapą, bo Bazyli upatrzył sobie schodki dostępne tylko dla obsługi i odmowę wejścia na nie celebrował godzinną histerią, w efekcie czego kiblowałam z nim na zewnątrz, a na sali bawił się tylko Roszek z tatą. Tak, to była lekka trauma. Ale Jola nie odpuszcza, ona nie da się zniechęcić byle histerią... I tak oto, po roku czasu, znowu zostaliśmy zaproszeni na urodziny Tomka. Z drżącym sercem pojechaliśmy. A tu czary-mary! Endorfinki biegają, skaczą, włążą na konstrukcje, piszczą z radości, wcinają tort i po prostu.... dobrze się bawią... Niespodzianka! Bazyli nawet dał sobie pomalować twarz i na kilka godzin przemienił się w uroczego pieska.

A teraz do meritum.... Moglibyśmy sami chodzić na takie sale zabaw. Zabierać tam Endorfinki w weekendy i popołudniami. Dawać im okazję do zabawy wśród gwaru dzieci. Namiastkę normalności. Moglibyśmy. Ale mamy swoje lęki, swoje słabości - często nas to przerasta, po prostu psychicznie nie mamy na to siły. Gdzieś w głębi wiemy, że powinniśmy odwiedzać częściej kino, festyny i basen. Żeby chłopcy uczyli się bycia w społeczeństwie, bycia w różnorodności. Ale łatwiej jest siedzieć we własnym ogrodzie, gdzie bezpiecznie, cicho i w miarę przewidywalnie. Tak, my - rodzice Endorfinek - też dziczejemy, razem z naszymi dziećmi. Też stajemy się aspołeczni, lękliwi i zamknięci na świat. Dlatego tak bardzo jestem wdzięczna, że czasem ktoś sam się o nas upomni, nie pozwalając zdziczeć do końca. Wyciągnie nas za uszy i zachęci do przeżycia przygody.

Jola, Michał, Tomek, Wojtek, Pani Renatko - dziękujemy :*












4 komentarze :

  1. Często czytam, rzadko komentuję. Ale tym razem muszę, chcę. Mamo Roszka i Bazylego, w moim mieście normą jest to, że dzieci z "przedszkola terapeutycznego", z przedszkola, szkoły dla autystów chodzą na basen, na wycieczki. Mój syn często pływa na jednym torze(ma 9 lat), a na drugim pływa krzyczące, popiskujące dziecko autystyczne. Raz zapytał, czemu ono krzyczy, a mu, tj. mojemu synowi nie wolno... Wyjaśniłam mu , na czym polega autyzm, oczywiście w przystępny sposób. I przestał się temu dziwić. Czasem zatka uszy(ma nadwrażliwość słuchową... Generalnie, chodzi mi o to, że nasze lęki, nieraz (nie wiem, jak to ująć w słowa) przytłaczają nasze dzieci - te zdrowe, i te borykające się z problemami rozwojowymi. Ja już przestałam się przejmować (prawie) tym, że ktoś mi mówi, że dziecko gryzie rzeczy... Mówię wtedy, że ma problemy z integracją sensoryczną... Oczywiście, ludzie są różni, nieraz coś głupio skomentują, będą potępiająco patrzeć, ale czy chwila szczęścia dziecka nie jest ważniejsza?! Życzę Wam wielu radosnych chwil, dobrych zabaw z dziećmi, jak najlepszego rozwoju po wygnaniu wszelkich chorób.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mila tez lubi kulki. Ale tortu nie tknie😁

    OdpowiedzUsuń
  3. Doskonale Cię rozumiem:) też najchętniej siedzę że swoim synkiem we własnym ogródku. Mam też wrażenie że to trochę wina naszej polskiej mentalności...tu ludzie niepełnosprawni są dużo gorzej traktowani. Zwraca się na nich uwagę , wywołują sensację, czujesz wzrok innych na sobie. Miałam okazję mieszkać w USA i tam jest całkiem inaczej. Ludzie niepełnosprawni to coś normalnego. Społeczeństwo podchodzi do nich z szacunkiem, ustępują miejsca,w restauracji pierwszych obsługują itp są mili i taktowni. Dlatego kiedyś wyjade daleko i zamieszkam w takim kraju:)
    A co do integracji to mam dokładnie takie myśli jak Ty. Często poczucie winy że za mało wychodzimy do ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czesc! Bardzo dobrze rozumiem taki lęk i byl
    on tez moim lękiem ale... z pomoca mojej wlasnej terapii (bo my, rodzice dzieci ze specjalnymi potrzebami tez musimy sobie poukladac w glowie i sama wiesz jak jest) zaczelam wychodzic z mloda. Wszedzie. Wciqz zdarza mi sie czuc zazenowanie gdy np w bezsilnosci wrzasnie lub zrobi scene ale .. mam wrazenie, ze to ja widze a inni maja to
    w nosie, sq zajeci soba, swoimi dziecmi, czymkolwiek. Im bardziej ide z nia wszedzie i maturalnie to traktuje, tymnaruralnien reaguje otoczenie. Trzymam kciuki za Was

    OdpowiedzUsuń