niedziela, 24 marca 2019

Wiosna

Endorfinki wyczuwają ją nosem z daleka. Czasem, już w lutym, ściągają na dworze buty, by odtańczyć rytuał jej przywołania. Wołają z głębi swoich niemych serc, żeby już przyszła, żeby już mogli uwolnić siebie z kajdan ubrań, żeby już mogli być wolni...

Zawitała w sobotę, nieśmiało, na jeden dzień... Bazyli skorzystał od razu, pierwszy raz w głębi lasu a nie w przydomowym ogródku.
Roszek wywęszył ją nosem, witając ją notorycznie ściąganymi ostatnio butami...

Przyszła.
I niech zostanie.









poniedziałek, 18 marca 2019

Uwaga



Roszek jest gadułą. Po Mamusi.
Zostawiony sam sobie, gada, śpiewa, liczy, recytuje wierszyki... Buzia mu się nie zamyka. Mało to jest komunikatywna mowa, mało wyraźna, ale lepsza taka niż żadna.
Wiem też, że ma niezły słuch, bo nieraz, gdy mówię do Bazylka: Powiedz: MAMA! - z drugiego pokoju słychać ochrypły głos Rosia: Mama! 
No tak chłopak ma, że lubi sobie pogadać. A powtarzać, to już szczególnie.

Pisałam o tym tutaj nie raz i nie dwa, że bardzo tęsknię za codziennością zwyczajnej rodziny, gdzie zdrowe dzieci broją, ale i dają dużo powodów do radości swoim rodzicom. Dlatego tak przeżywam kupno plecaka do szkoły czy pierwsze zadanie domowe - bo to taka namiastka normalności - tej całej palety barw, które nas omijają szerokim łukiem.

Jakież było moje zdziwienie, gdy w piątek Panie w szkole zakomunikowały mi, że Roszek dostał uwagę. Uwagę! Zasępiłam się - no nie, tego jeszcze brakowało! Cóż on nabroił takiego? Panie z tajemniczą miną, nie chciały nic powiedzieć.

W domu zajrzałam do zeszytu kontaktowego i... rozpromieniłam się. I ten uśmiech nie opuszczał mnie już do wieczora, a nawet obdzwoniłam rodzinę, by pochwalić się pierwszą w życiu uwagą Roszka.

Takie Panie to skarb - które potrafią zajrzeć do naszej (rodziców) duszy. Wiedzą, za czym tęsknimy i tę namiastkę normalności, jak mogą, przemycają do naszego, często smutnego, świata.

Dziękuję najpiękniej!

A uwaga była taka:





PS. To piękne zdjęcie Roszka (jeszcze z długimi włosami) zrobiła właśnie jedna z naszych Pań - Pani Julita Prętka. Dziękujemy! 


piątek, 15 marca 2019

Noce



Jeśli nasze dnie przywłaszczył sobie Bazyli, to noce zdecydowanie należą do Roszka! Może to jest jakiś sposób, by poprzytulać się w spokoju do mamy, mieć rodziców tylko dla siebie, choć pochrapujących, ale jednak...
Nie śpi nam chłopak, wierci się, okupuje nasze łoże małżeńskie i ani myśli wracać do siebie. Podejrzewam, że znowu Roszkowi odrosły podcięte dawno temu migdały, bo zaczyna się podduszać przez sen, coś zatyka mu gardło i z trudem zaczerpuje powietrze. Dziś całą noc przekładałam go z boku na bok, układałam na poduszce głowę, nawet próbowałam spać na siedząco, żeby Roś był bardziej w pionie, bo wtedy zdecydowanie lepiej mu się oddycha. Taka to była nocka. O 5.30 wstał zasikany Baz i krzykiem wszystkich obudził.

Przedziwnie plecie się nasza codzienność. Umęczeni Bazylem, jego wiecznymi chimerami i natręctwami, nocami przenosimy się z deszczu pod rynnę, by oddać Roszkowi to, co jego, co mu się należy, a odebrał mu to brat dyktator.

Takie nasze jing i jang.




niedziela, 10 marca 2019

Domki z kart



Wspólna droga z Endorfinkami to najgłębsza podróż w siebie, jaką można sobie wyobrazić. Trzeba zaglądać w siebie, nieustannie, szukać przyczyn zachowań, zagmatwań, ukrytych zasobów sił (wciąż wierzę, że gdzieś tam są...), tłumionych pragnień. Dzięki moim dzieciom jestem w ciągłym, głębokim kontakcie z samą sobą, a przynajmniej staram się być. Inaczej się nie da. Inaczej zgubię drogę, jak ślepy wędrowiec we mgle....
Więc zaglądam do środka, uparcie, pukam, otwieram, wietrzę wewnętrzne komnaty i ciasne komórki. I nie zawsze podoba mi się to, co tam znajdę. Ale wiem, że to jedyna droga do nie-zwa-rio-wa-nia. Jedyna droga do względnego spokoju.

Efekty przychodzą pomału, ledwie niezauważalne.
A jednak są.

Gdy wybuchnę na niewinnego P., gdy dopiero wrócił z pracy, czasem zadziała mechanizm: Co się dzieje? Dlaczego na niego krzyczę? No tak, od godziny zamartwiam się dziwnym zachowaniem Bazyla, zasmuciła mnie zła wiadomość od koleżanki i jeszcze te trzy pary zsikanych od rana spodni... 

Kumulacja.

Oddycham więc głęboko i mówię do męża: Przepraszam, niepotrzebnie na Ciebie krzyczę, martwiłam się tym i tym i tamtym, a Ty oberwałeś rykoszetem.

Pomaga. W codzienności i w większych wyzwaniach.

Zastanowiłam się, dlaczego nasze weekendy ostatnio były tak koszmarnie smutne, sfrustrowane, wymazane z kolorów i nadziei. Dlaczego kupa w majtki od razu z dobrego humoru doprowadza mnie na skraj rozpaczy? Zasikane łóżko jawi się jak katastrofa lotnicza a chwilowy bzylowy upór odbieram momentalnie jako zamach stanu. Dlaczego aż tak źle reaguję?

Zajrzałam do siebie. Tam do samego środka. Znalazłam tam małą, smutną dziewczynkę. Siedziała tam i układała domki z kart. Dookoła niej leżały strzępy rozerwanego planu skomplikowanej budowli - wielopiętrowej, z tarasami, wieżyczkami. To była przyszłość Endorfinek - samodzielna, pełna przyjaciół, przygód, wyzwań zawodowych, marzeń, związków. Taka, o jakiej każda matka marzy dla swoich dzieci. Ten plan ktoś zerwał ze ściany brutalnie, pewnie w akcie złości i frustracji, że to niemożliwe, że z tych wątłych kart takiej rezydencji nie da się zbudować. Więc pewnie powstał inny, prostszy - że tylko szkoła, tylko proste hobby, tylko bezpieczny dom rodzinny. A i ta budowla okazała się za trudna do zbudowania. Kolejny plan zakładał najprostszy domek z możliwych - cztery ściany i dach - samodzielność: samodzielne jedzenie, podstawowa komunikacja, panowanie nad potrzebami fizjologicznymi.

Mała dziewczynka we mnie wciąż siedzi nad tym najprostszym domkiem, układa karty, jedna na drugiej, i co chwilę z rozpaczą ogląda, jak jej dzieło się rozpada. I płacze. I dostaje histerii, gdy znowu się nie udało.

Zajrzałam do niej na chwilę i zrobiło mi się jej bardzo żal.

Postaram się jej pomóc. Wymyślić, jak sprawić, by samo budowanie domku z kart, choć tak nietrwałego, było frajdą i piękną przygodą.


Trzymajcie za nas obie kciuki!

niedziela, 3 marca 2019

Wersje

Odwiedziliśmy serce naszego lasu. Życiodajne żródło.
Chwila magiczna, nad strumyczkiem. Chłopcy zaczarowani, drzewa skrzypią, woda szumi. Gładzę miękką poduszkę mchu. Pies w raju patyczków.















Piękne mamy zdjęcia z tego spaceru. Piękne wspomnienia wizualne. I tak mogłabym zostawić ten wpis. Ale uchylę przed Wami rąbka tajemnicy - nie było tak wspaniale. Rzadko kiedy jest. To jest największe oszustwo internetu - kreujemy siebie, swój świat, swoją rodzinę, swoją codzienność na taką, jaką chcielibyśmy, żeby była. Ale nie jest.

Tylko u nas: życie bez ściemy, Krew, pot i zły. Ta ciemniejsza strona mocy. Ta ciemność, bez której nie byłoby światła.

Druga wersja spaceru, tym razem audio:





Którą wybieracie? :(