wtorek, 19 grudnia 2017

To wszystko, czego... nie ma

Czasami dopada mnie znienacka wielki strach, że ... nic nie robię. Zwykła codzienność, gdy gramy na gitarach, gotujemy, oglądamy bajki i obijamy się słodko nagle przyprawia mnie o gigantyczne wyrzuty sumienia. Że nic nie robimy. Pozwalamy naszym dzieciom trwać w ich autostymulacjach, dziwactwach, pozwalamy im trwać w ich uporze i lenistwie. Dławi mnie wtedy szloch i histerycznie wyciągam wtedy z szafek wszelkie gry, układanki, zabawki i pomoce terapeutyczne, których mamy tyle, że starczyło by dla całego przedszkola. Rozkładam się z tym na podłodze jak baba na bazarze z towarem. I kuszę. I zachęcam. I wołam. I szczebioczę.

Odpowiada mi głucha cisza, ewentualnie pośpieszny tupot endorfinkowych stóp - w przeciwnym kierunku. A potem słychać już tylko ciche szeleszczenie - to Endorfinki przycupnięte gdzieś w kącie kręcą sobie przed nosem sznurkiem bądź ścierką.

Ta bezradność, ta samotność mojego macierzyństwa czasami naprawdę jest dojmująca. No nic, tylko zakopać się w ciemnej jamie i wyć. Brakuje mi już pomysłów, brakuje zapału i motywacji. A lata lecą, Endorfinki rosną i... nic się nie zmienia. Co z tego, że pięknie pracują na terapii i w przedszkolu, kiedy w domu nie chcą robić kompletnie NIC?

Czasami zamykam oczy i wyobrażam sobie, jak Bazyli pochyla się ze mną skupiony nad układanką, jak razem rozwiązujemy kalambury, śmiejąc się przy tym do rozpuku. Wyobrażam sobie Rosia, który buduje wymyślne budowle z klocków i całymi dniami bawi się w rycerzy i piratów. Wyobrażam sobie nasze rodzinne zabawy w ogrodzie - w chowanego, w berka, w piłkę. Wyobrażam sobie nasze wyprawy w ciekawe miejsca, gdzie chłopcy wpadają w wir atrakcji i ciężko jest nam ich stamtąd wyciągnąć. Wyobrażam sobie wreszcie napięcie oczekiwania na Mikołaja, na urodziny, na prezenty, na cokolwiek...

Wyobrażam sobie to wszystko, bo tego... nie ma. I nie wiem, czy kiedykolwiek będzie.

Wystrzeleni na tę dziwną, zimną planetę o księżycowym krajobrazie, próbujemy poukładać codzienność od nowa, wkomponować w nią tych naszych dwóch E.T., przybyszów z innej sfery kosmicznej. Z różnym skutkiem.


Tęsknię za moimi dziećmi.
Bardzo tęsknię.

Bo choć są tak blisko, skóra przy skórze, oddech przy oddechu - dzielą nas całe galaktyki niezrozumienia.





2 komentarze :

  1. A może po prostu niech dom domem będzie... oazą, odpoczynkiem, wytchnieniem? Wiem, rozumiem, że najwięcej wymagasz od siebie ale może właśnie takiego otulającego ciepłem, muzyką domu Twoi synkowie najbardziej potrzebują po terapeutycznych stymulacjach Madziu? Przytulam Natalia

    OdpowiedzUsuń
  2. Bądź Mamą. Po prostu. Śpiewaj, tańcz, wspinaj się z Bazylim na drabinki. Wyrzuty sumienia wystrzel w kosmos. Bardzo rozumiem Twoją tęsknotę. Przytulam.

    OdpowiedzUsuń