piątek, 25 listopada 2016

Dialog

Siedzimy przy stole w czwórkę. Opowiadam P. o mężu koleżanki:
- W sumie to ja nie wiem, czym on sie zajmował - mówię.
A Roch na to:
- Świnie hodował...

Kurtyna.





A teraz zagadka - z jakiej piosenki to tekst? Bo Roszek tylko tekstami z bajek i piosenek gada, i czasem akuratnie się wpasuje idealnie w dialog. Żebyśmy mieli się z czego śmiać przez najbliższe pół roku :)

niedziela, 20 listopada 2016

Granica

Z racji totalnego zastoju w rozwoju Endorfinek dodaliśmy gazu. Przeszukujemy galaktyki ich drobnych ciałek, by znaleźć winowajcę, by dorwać i unieszkodliwić drania. Dlaczego tak ciężko wszystko im przychodzi? Dlaczego tak źle się rozwijają? Dlaczego nie chcą się uczyć nowych rzeczy? Dlaczego nie mówią (prawie wcale lub wcale)? I autyzm i zespół Downa dają szanse na coś więcej.

Wysłaliśmy siki do Ameryki, niech mądre oko spojrzy i zrobi spis powszechny endorfinkowego bałaganu. 

Zbadaliśmy krew w poszukiwaniu (nie)zaprzyjaźnionej boreliozy, bo może jednak to ta Menda nam miesza w neurotransmiterach?

Umówiliśmy gastrologa dla Roszka - refluks daje Mu w kość, rozparsza, nie daje spać, odbija nam się nieleczonym wyrzutem sumienia.

Podajemy olejek CBD (z konopii indyjskich) - zaszkodzić, nie zaszkodzi, a nóż pomoże? Wyciszy padczkowe fale, o których od niedawna wiemy.

Sprawdziliśmy alergie pokarmowe - Bazylka uczula wszystko to, co najczęściej je. Robię przymiarki do dobrego dietetyka.

W moczy Bzylowym wyszły szczawiany wapnia. Trzeba sprawdzić.

Endorfinki włażą nam na głowy, robią co chcą, bałaganią, wymuszają. Trzeba wyprasować pomięty nasz autorytet, nabrać do płuc srogości i powagi, nie dać się na tej wojnie, po prostu się nie dać.

Na celowniku mam specjalistę od terapii behawioralnej, bo obu chłopcom jest bardzo potrzebna taka "stabilizacja życiowa", szkolenie dobrych nawyków.

Lista puchnie, głowa się poci, czy życia nam starczy, i pieniędzy (a o tym w następnym poście...). Czy sił? Czy wytrwałości?

A na końcu tej listy jest małe pytanie, malutką czcionką wygrawerowane na moim wiecznie struchlałym sercu:    
gdzie     jest      granica?

Do kiedy trzeba robić wszystko, co można, i jeszcze więcej, do kiedy szukać, badać, tropić, nie poddawać się, walczyć jak lew z lwicą o przyszłośc swoich dzieci, o ich BYĆ albo NIE BYĆ, o ich komunikację, mowę, samodzielność i miejsce w świecie, o ich przyjaźnie i relacje, o ich zrozumienie świata?

A kiedy można się poddać? I przyjąć TO, CO JEST? I nie walczyć, nie szukać, tylko żyć chwilą? Akceptować.



Rozdarta jestem jak rażona piorunem sosna.

I modlę się gorliwie o mądrość, o którą prosił Marek Aureliusz: 
"Panie, daj mi odwagę, abym zmieniał to, co zmienić mogę.
Pokorę, abym przyjął to, czego zmienić nie mogę. 
I mądrość, abym odróżnił jedno od drugiego".



niedziela, 13 listopada 2016

Cisza

Cisza w eterze, cisza na blogu.

Kilka dni temu odszedł mój Dziadziuś, senior rodu, w wieku 91 lat.
Odszedł szybko i bez cierpienia.

Świat się na chwilę zatrzymał. I tak być powinno.

Czuwanie przy umierającym, głaskanie jego pergaminowej, pomarszczonej, ale jeszcze ciepłej dłoni, a potem rozmowy, wspomnienia, łzy.

Bo co tak naprawdę w życiu jest ważne, jeśli nie takie chwile? Przy samym rdzeniu. Przy źródle.



Pozwalam sobie na ciszę.
Szukaliśmy jej dziś w naszym lesie.
O tej porze roku - obłędnie magicznym, z tym niskim, mglistym światłem i szarością gnijących liści.



























sobota, 5 listopada 2016

Szpieg

Scena I:
Jest 4 rano. Spowita ciemnością i mgłą wieś.
W jednym domu, na skraju lasu, tli się małe światełko. Gdybyśmy byli Piotrusiem panem i mogli zajrzeć przez okno do wewnątrz, jak niegdyś Piotruś zajrzał przez okno do pokoju Wendy, ujrzelibyśmy taką scenę: Ona i On. Zaspani. Bardzo.
On z nabożną miną wyciąga z zamrażalnika dwa pojemniczki i woreczki z lodem. I zamrożony wkład do przenośnych lodówek. Potem pochylają się nad tym, pakują lód i pojemniczki do pudełka ze styropianu, owijają taśmami, foliami do mrożonek, piankowymi chrupkami. Ten pokraczny pakunek ładują do pudełka, a pudełko w szary papier. Ona pospiesznie adresuje przesyłkę. On odgrzewa jej resztkę wczorajszej herbaty. Ona wypija szybko, trzy, cztery łyki, całuje Go przelotnie na pożegnanie, tajemniczą paczkę bierze pod pachę i wychodzi w czerń nocy.

Scena II
Jest 4.30 rano. Ciemność, mgła, zimno.
Ona pędzi samochodem drogą szybkiego ruchu, Słucha muzyki bądź radia i wydaje się dziwnie podekscytowana. Jest ciepło ubrana - spod kurtki wystaje gruby sweter, szyję owinęła szalikiem, na głowie ma czapkę, a na rękach rękawiczki. Nie włącza ogrzewania. Z tyłu, w bagażniku, przy każdej nierówności drogi podskakuje tajemniczy pakunek.
Samochód pruje w ciemność.

Scena III
Jest 5.40. Duże miasto, dworzec PKP. 
Ona wysiada z samochodu, opatula się jeszcze mocniej tym, co ma na sobie, wyciąga z bagażnika pakunek i rusza w stronę dworca. Na drugim peronie, spowity w zaspane światło latarni dworcowych, stoi pociąg. Ona przemierza go wzdłuż, spotyka wysokiego mężczyznę. Rozmawiają krótką chwilę i mężczyzna mówi: Proszę za mną.

Scena IV
Oboje wsiadają do pociągu, do wagonu nr 13. Oboje pochylają się nad jakimiś dokumentami, a potem ona przekazuje mężczyźnie paczkę. Chwilę stoją zakłopotani, rozmawiają, a potem wychodzą z przedziału na korytarz i mężczyzna ukrywa paczkę w skrytce w ścianie wagonu. Niech Pani nie zapomni przekazać, gdzie ją schowałem - mówi, Ona kiwa głową. Wychodzi. Idzie wzdłuż peronu, wzdłuż pociągu. Paczka została daleko za nią, w schowku.

Scena V
Jest 6.30. Ona pędzi samochodem drogą powrotną, mijając coraz więcej samochodów na trasie szybkiego ruchu. Na jej twarzy odbija się poświata pięknego wschodu słońca.Bagażnik jej samochodu jest pusty.

Potem ona jeszcze wykona telefon - przesyłka została nadana,
A po kilku godzinach odbierze informację, że przesyłka dotarła w odpowiednie ręce.

............

Nigdy nie sądziłam, że bycie matka niepełnosprawnych dzieci dostarczy mi tylu wrażeń i pozwali wcielić się w tak wiele ciekawych ról. Byłam już sprzątaczką, kucharką, logistykiem, menadżerem, kucharką, kelnerką, opiekunką, rehabilitantką i terapeutą.
Ale tej tajemniczej nocy czułam się jak szpieg.

Bezcenne.





Zamrożony mocz chłopców dotarł bezpiecznie do Warszawy przesyłką konduktorską, a stamtąd poleci do USA. 

Szukamy, co w trawie piszczy.