środa, 27 kwietnia 2016

Cud miłości

Dawno, dawno temu, gdy miałam może 10, może 12 lat, a może więcej, obejrzałam razem z mamą nadawany w TVP film. Była to historia małego amerykańskiego chłopca, u którego zdiagnozowano głęboki autyzm. Chłopiec nie nawiązywał żadnego kontaktu z otoczeniem, nie patrzył w oczy, nie komunikował się w żaden sposób. Całymi dniami oddawał się autostymulacjom - kręcił talerzykiem i machał rączkami. Lekarze od razu spisali go na straty prorokując, że do końca życia będzie niesamodzielny i wymagający stałej opieki. I tu zaczęła się dopiero prawdziwa opowieść... Rodzice chłopca nie pogodzili się z diagnozą. Nie pogodzili się z tym, że praktycznie stracili syna - w domu był tylko pusty kokon jego ciała i jego puste, niewidzące ich oczy. Nie zgodzili się też na ówczesne metody "terapii" (lata 70-te w USA) - bardzo autorytarne i katujące wręcz dziecko.
Choć film widziałam tylko raz, i to tak wiele lat temu, pamiętam dobrze desperację tych ludzi. Pamiętam ich rozpacz i wielką miłość, pamiętam ich determinację i początkową bezradność. Pamiętam niemoc matki, gdy, nie mogąc nawiązać żadnego kontaktu ze swoim dzieckiem, w akcie desperacji usiadła obok synka na podłodze i zaczęła robić to, co on. I robiła to nieustannie, wytrwale, długimi godzinami i dniami, jakby w niemym komunikacie: jestem z Tobą Synku, cokolwiek robisz i jakikolwiek jesteś. Kocham Cię. 
Tych dwoje ludzi zrobiło coś niesamowitego - postanowili, że skoro ich synek nie chce wejść do ich świata, to oni przyjdą do niego. W łazience urządzili specjalny pokój, gdzie całymi dniami, na zmianę, siedzieli z synkiem i robili to co on. Kiwali się razem z nim, machali rączkami, biegali tak jak on. Podążali za nim. Próbowali zrozumieć, czego on doświadcza i jaką frajdę sprawia mu automatyczne powtarzanie tych samych czynności.

I stał się tytułowy Cud. Mały chłopiec zaczął pomału ich dostrzegać. Nieśmiało, sporadycznie zaglądał im na chwilę w oczy. Dostrzegał ich twarze, by zaraz znowu schować się w swoją dojmującą samotność.

Z filmu pamiętam niektóre sceny, niektóre zdania, ale najmocniej zostały we mnie emocje: bezradność, zagubienie, a potem kolejno: akceptacja, bezwarunkowość i miłość, miłość, miłość. Morze miłości. Nosiłam obraz tej rodziny w sercu przez 20 lat. Na długie lata było to moje jedyne skojarzenie z tematem autyzmu. Gdy usłyszeliśmy diagnozę Bazylka, od razu starałam się odszukać ten film, historię tych ludzi. Niestety - do tej pory filmu w polskiej wersji językowej nie znalazłam :( Odkryłam za to pierwowzór filmowej rodziny - bo była to historia oparta na faktach. Państwo Barry Neil Kaufman i Samahria Lyte Kaufman opracowali całą metodę wspierania dzieci z autyzmem, "wołania" ich z powrotem do naszego świata. Nazwali ją pięknie Son-rise. Założyli Amerykańskie Centrum Terapii Autyzmu, które ma pod swoją opieką dzieci z ponad 100 krajów. Jeżdżą tam też rodziny z Polski. Barry Kaufman napisał też książkę pt. Przebudzenie naszego syna.

I co to ma wspólnego z nami, spytacie? Dlaczego o tym piszę? Obiecałam, że podzielę się Wami niezwykłym spotkaniem... Ano właśnie..

Co stało się z tym małym chłopcem? Po 3,5 roku terapii domowej autorstwa jego rodziców, po 3,5 roku terapii miłością i akceptacją mały Raun K. Kaufman wyszedł z autyzmu CAŁKOWICIE, czym zadziwił świat medycyny. Końcowa scena filmu to (o ile pamięć mnie nie myli) moment, gdy Raun, w pełni sprawny i mówiący, siedzi na ławce w parku i widzi, jak siostra zakonna wiezie na wózku jakieś niepełnosprawne dziecko (być może autystyczne). Widz już wie, że Raun jest po drugiej stronie, przeszedł po tym moście wybudowanym z poświęcenia swoich mądrych rodziców.

Raun ma teraz 43 lata. Jest doświadczonym terapeutą pracującym z osobami z autyzmem na całym świecie. Napisał książkę.... Przyjechał do Polski na serię wykładów i warsztatów...

Musiałam tam pojechać :)




Wykład był niezwykle inspirujący, docierający głęboko do świadomości rodziców, prosty w przekazie i dosadny. Czytam teraz książkę Rauna i co chwilę podkreślam mądre, piękne zdania. Zdania drogowskazy, które bardzo mi pomagają. Samej terapii Son-rise wiele się zarzuca, jest ona terapią niedyrektywną, czyli nie narzuca nic dziecku, w przeciwieństwie do najpopularniejszej w Polsce terapii behawioralnej. Ale ja lubię wiedzieć, lubię znać możliwości, widzieć różne drogi, i czerapć, czerpać, czerpać z doświadczeń mądrych ludzi.

A samo spotkanie tego "małego chłopca z filmu" było przeżyciem magicznym.

Zatoczyłam koło. 
Mała Madzia oglądająca film, pochlipująca ze wzruszenia.
Dorosła Magda wychowująca dzieci z autyzmem, ściskająca rękę "chłopcowi z filmu".
P. choć nigdy nie widział filmu i pewnie nie do końca rozumiał emocje, jakie mi towarzyszyły, dzielnie mi towarzyszył, za co jestem Mu wdzięczna.

Kurtyna.
Napisy końcowe. 





14 komentarzy :

  1. Niewiarygodne,dziś rano opowiadałam Mężowi,że ktoś wymyślił jakąś alternatywą terapię i że behawioralna to nie jedyne wyjście - a tu dziś u Ciebie, proszę bardzo! Konkrety! :-) Dzięki! Wyobrażam sobie jak wyjątkowe było to spotkanie... <3 Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite...
    Mnie również ten film zapadł głęboko w pamięć. Troszkę inaczej zapamiętałam końcową scenę filmu. Chłopiec, trzymając balon, podszedł do siedzących na ławce siostry zakonnej oraz młodego mężczyzny. Chłopiec powiedział coś, a mężczyzna nie odpowiedział. "Nie mówi" - powiedziała siostra. "Dlaczego?" -zapytał chłopiec. "Nie urodził się tak doskonały, jak ty" - odpowiedział siostra. Chłopiec wręczył mężczyźnie swój balon, a widza wzruszenie ściska za gardło na wspomnienie jak o tę "doskonałość" rodzice musieli walczyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak było! Dzięki za odświeżenie pamięci! :)

      Usuń
  3. Film nosi tytuł "Przebudzenie naszego syna"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  4. Mnie najbardziej utkwił w pamięci moment jak ojciec zrywa się z pracy krzycząc "mój syn poprosił o sok"... tymczasem chłopiec stał przed lodówką wskazując na nią palcem. Życzę by Wasza walka stała się równie owocna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Magdusiu , wierze , ze Twoja , Wasza MILOSC dla DZIECI sprawi cud! Niech PAN bedzie z Wami!
    poruszajace wszystko , o czym piszesz na blogu. Jestes taka madra...dobra... niezwykla...























    OdpowiedzUsuń
  6. Góry jesteście w stanie poruszyć... Wzruszające , niesamowite... Takie dotarcie do źródła.
    Tak, zatoczyło się koło... Powodzenia we wszystkm co robicie i co planujecie zrobić

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie również, oprócz końcowej sceny, utkwił w pamięci epizod z sokiem. Kiedy ojciec wybiega z pracy, krzycząc: "Mój syn poprosił o sok!", ktoś ze zdziwieniem pyta: "I to właśnie ty musisz mu go podać?". Myślę, że ta scena jest dlatego tak wstrząsająca, że zderza z taką "normalną" codziennością, którą uważa się za standard...

    OdpowiedzUsuń
  8. A czy możesz coś napisać o tym, jaki ten człowiek jest ze sposobu bycia? Jak go odebrałaś? Mam na myśli to, czy w jakiś sposób można rozpoznać w nim autystę, czy mówiąc "wyszedł z autyzmu całkowicie" masz to właśnie na myśli: że jest całkowicie sprawnym człowiekiem i nawet osoba siedząca w tym temacie, autysty w nim nie rozpozna?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raun Kaufamn nie ma w sobie nic z artysty, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że jest jego przeciwieństwem - ma ogromne poczucie humoru, w wykładzie wiele razy posługiwał się przenośniami i symbolami, genialnie wyczuwal nastroje słuchaczy, żartował, ironizował... Dużo by pisać. Zdrowy, neurotypowy człowiek! :)

      Usuń
  9. Jesteście WSPANIAŁYMI LUDŹMI. Rodzicami, ale przede wszystkim LUDŹMI. Myślę o Waszej rodzinie często, zawsze ciepło. W tym bezsensownym, plastikowym świecie jesteście PRAWDZIWI.

    Pozdrawiam z Zagłębia Dąbrowskiego

    OdpowiedzUsuń