sobota, 29 sierpnia 2015

Cuda c.d.

Endorfinki biegały koło domu samopas. Po chwili poszliśmy z P. sprawdzić, co robią, i z niemałą konsternacją zajerestrowaliśmy całkowity brak Roszka w polu widzenia. Nie było Go przy krzakach, gdzie spędził ostatnie dwa miesiące, poklepując się po brodzie. Nie było Go nigdzie.
I nagle... do naszych uszu doszła zachrypła roszkowa paplanina, dochodząca wprost z... drewnianego domku, który przez ostatnie dwa lata pełnił funkcję schowka na zabawki ogrodowe, bo bawić się w nim Endorfinki konsekwentnie nie chciały.
Staliśmy oniemiali, że oto nasz wyautowany Roszek zainteresował się czymkolwiek.
A to był dopiero początek! Roś wykonał rundkę po atrakcjach podwórka, wprawiając nas w osłupienie i stan niemalże euforyczny!



Witajcie w moich skromnych progach...

 Zrobiłem nawet Mamie a kuku przez okienko!

A potem wlazłem do piaskownicy i...

 Wziąłem do ręki łopatkę (pierwszy raz od 2-3 miesięcy)!

 Na koniec odwiedziłem moją ulubioną huśtawkę 
- jedyne, co mnie jeszcze interesowało na dworze 
(oprócz bezkonkurencyjnych krzaczorów.)



Uff... Tak intensywnie to u nas na podwórku dawno nie było...

A co w tym czasie porabiało Bzylątko-Niewiniatko? Ano gmerało koło kamyczków, których wyrzucania na schody ma kategoryczny zakaz... 
Po kilku akcjach karnych czegoś się wreszcie Bzyl nauczył...

Sprzątać kamyczki - nie bardzo - za to uciekać - tak, i to z wielką gracją:



2 komentarze :