czwartek, 26 czerwca 2014

Dzień upłynął nam intensywnie. Dosłownie UPŁYNĄŁ. Tamy puściły, zwieracze się poddały i z chłopców wypływa cuchnąca maź. Jeszcze nie skończyłam prać ciuchów po Bzylu (poszło aż do skarpetek), a już wezwano mnie na basen, gdzie Roś radośnie o mały włos nie osrał wody w basenie. Sytuację uratował strój kąpielowy i refleks pani terapeutki. Na dokładkę Roś osikał podłogę dwa razy, a raz mnie - na ekskluzywnej kolacji w pobliskim pałacu, na który wszyscy uczestnicy turnusu zostali dziś zaproszeni. Bzyl dopełnił dzieła przesikując portki w połowie zajęć. Nie pierwszy raz. Od razu odpowiadam na mogące nasunąć się pytania - tak, oni noszą pieluchy. Okazuje się, że tylko dla ozdoby. Widać to ostatni dzwonek, by nieszczelne pampersy zamienić na nocnik. Tymczasem: ZAPAS SPODNI NA ZMIANĘ CHĘTNIE PRZYJMĘ.

1 komentarz :

  1. No bo te nasze kilkulatki to fizjologicznie nie pozostały na poziomie roczniaków z okładem, choć mentalnie na niektórych płaszczyznach bywa że tak. Ja zaczynam w sierpniu potyczkę z Julka pieluchą. Mam trzy tygodnie urlopu. Spodnie mogę podesłać. Niestety tylko wirtualnie. I ciepło pozdrawiam waszą turnusującą się ekipę :)

    OdpowiedzUsuń